Stracili kilka tysięcy dolarów. Oszustwu mogła zapobiec prosta weryfikacja whois
Wiedza na temat domen popłaca – nawet jeśli nie jest się inwestorem. Para fotografów dała się nabrać na szwindel, w którym straciła kilka tysięcy dolarów. By uniknąć oszustwa, wystarczyło sprawdzić informację na temat adresu w bazie whois.
Bohaterami historii jest dwoje fotografów z USA: Henry Wu i Carley Rudd. Niezależnie od siebie otrzymali oni maila z propozycją zlecenia od osoby podającej się za przedstawiciela Wendi Deng Murdoch – byłej żony magnata medialnego Ruperta Murdocha. Nadawca oferował zatrudnienie przy projekcie na terenie Indonezji związanym z obchodami olimpiady w Pekinie w 2022 r. Oszust zaproponował rozmowę telefoniczną, w której wypadł bardzo przekonująco. Jak twierdzi Wu w komentarzu dla CNN, „można było odnieść zdecydowane wrażenie, że rozmawia się z kimś ważnym”.
Domeny wyglądały na wiarygodne
Relacje obu fotografików są bardzo podobne. W obu przypadkach oszust chwalił ich pracę i wskazywał tę samą osobę jako źródło referencji: Pilara Guzmana, redaktora portalu „Conde Nast Travel”. Kontrahenci mieli zapłacić za lot do Indonezji z własnych środków, jednak koszty miały im zostać zwrócone na miejscu. Powinno to było wzbudzić ich podejrzenia, jednak mail pochodził z adresu WendiMurdoch.com, pod którym działała wiarygodnie wyglądająca witryna. Zgadzał się też „timing” – fotograficy zakończyli właśnie pracę nad zleceniami dla Conde Nast. Była jednak istotna różnica w przebiegu wydarzeń – mail do Rudd trafił z adresu DengMurdoch.com.
Osobą kontaktową miała być przedstawicielka Wendi Deng. Eksżona Murdocha była niedostępna ze względu na fakt, że obchodziła w tym czasie urodziny – co akurat, przynajmniej pod względem zgodności dat, odpowiadało prawdzie. Tak przynajmniej usłyszał Wu, bo Rudd otrzymała inny komunikat: pani Murdoch przebywa w St. Barts, co również okazało się prawdą, potwierdzoną przez zdjęcia na Instagramie.
To stary (i popularny) szwindel!
W efekcie Amerykanie zgodzili się pokryć koszty przelotu, a dodatkowo, tuż przed wylotem, zostali zmuszeni do zapłacenia z góry za pozwolenie na sesję zdjęciową na terenie Indonezji. Należność mieli uiścić… taksówkarzowi, który przyjechał po nich na lotnisko. Co więcej, w przypadku Wu – oboje fotografików podróżowało oddzielnie – szofer zaczął piętrzyć dziwne przeszkody i domagać się pieniędzy za dodatkowe pozwolenia. W efekcie Wu stracił łącznie 7,5 tys. dolarów, zanim skontaktował się ze znajomym w Jakarcie, który wyjaśnił mu, że padł ofiarą znanego szwindla. Wysłał mu też link do tekstu opisującego podobne przypadki z wykorzystaniem tożsamości innych znanych osób. Sprawę wcześniej opisał HollywoodReporter.com.
Wu mógł jednak uniknąć oszustwa w prosty sposób. Wystarczyło sprawdzić dane whois dla domeny, z której został wysłany e-mail. Adres został zarejestrowany kilka tygodni wcześniej. Według informacji prywatnej nowojorskiej agencji bezpieczeństwa K2 Intelligence, proceder w rozmaitych wcieleniach trwa od 2013 r. Szefowa agencji twierdzi, że zna przypadki około trzystu osób, które zostały w ten sposób nabrane, a sam szwindel uznaje za bardzo dobrze przygotowany i realizowany.
Tagi: Indonezja, oszustwo, szwindel, Whois