Rynek domen

Biznes zaczyna się od domeny.


System rozstrzygania sporów domenowych jest niedopracowany – mówi Zak Muscovitch w rozmowie z „Rynkiem Domen”

System rozstrzygania sporów domenowych jest niedopracowany – mówi Zak Muscovitch w rozmowie z „Rynkiem Domen”

Zak Muscovitch zmnO prawnych aspektach domainingu rozmawiamy z Zakiem Muscovitchem z The Muscovitch Law Firm – największej kanadyjskiej kancelarii specjalizującej się w sporach domenowych. Firma działa w internecie pod adresami DNAttorney.com oraz Muscovitch.com i obsługuje szeroki zakres zagadnień z dziedziny prawa własności intelektualnej.

Przybyło wam pracy w związku z wejściem nowych domen na rynek?

Zak Muscovitch: Jak na razie nie pojawiły się żadne spory związane z nazwami w nowych rozszerzeniach, bo TLD dopiero trafiają do użytku. Nie słyszałem też o żadnych transakcjach związanych z nowymi końcówkami.

A jak wygląda temat sporów domenowych w szerszym ujęciu – czy normy prawne związane z funkcjonowaniem domen internetowych są dobrze dopracowane czy wciąż istnieje wiele nieuregulowanych kwestii, podatnych na „luźne interpretacje”?

ZM: Nadzorowana przez ICANN procedura UDRP – czyli jednolita procedura rozstrzygania sporów w zakresie nazw domen – która ma zastosowanie międzynarodowe, funkcjonuje od 1999 r. Od tego czasu zgodnie z tym standardem rozpatrzono tysiące spraw, więc sądzę, że te uregulowania są dość dobrze rozwinięte. Z drugiej strony w niektórych przypadkach arbitrzy wydają nieoczekiwane czy nawet wątpliwe decyzje. Nieco inaczej jest w przypadku domen krajowych. W wielu państwach system rozstrzygania sporów domenowych jest faktycznie niedopracowany. Niepewnym gruntem są również sprawy sądowe – w odróżnieniu od arbitrażu UDRP. Nawet w Stanach Zjednoczonych, gdzie obowiązują przepisy regulujące zasady użytkowania adresów internetowych, a konkretnie ACPA, czyli Anticybersquatting Consumer Protection Act (Ustawa o ochronie konsumentów przed cybersquattingiem). Na obszarze regulowanym przez ACPA wciąż pojawiają się nowe kwestie wymagające osobnej analizy, również w innych krajach spory domenowe dostarczają ciekawych precedensów.

Zawsze znajdzie się kilku durnych prawników, którzy podejmą próbę przejęcia adresu na gruncie UDRP bez autentycznych podstaw prawnych

Ale standardy UDRP chyba również są dalekie od ideału? Ostatnio głośno było o kontrowersyjnych rozstrzygnięciach dotyczących sporów o prawo do nowych końcówek. Chodziło o werdykty wydane przez arbitrów WIPO czy ICC, którzy czasem zdają się kierować zupełnie odmienną logiką w analogicznych przypadkach.

ZM: Wcale mnie to nie zaskakuje. Nawet na gruncie UDRP również pojawiają się kontrowersje i arbitrzy, którzy żywiołowo polemizują ze swoimi kolegami na temat kilku kluczowych kwestii.

Zaskakująca jest natomiast ilość skrótów, nazw instytucji i terminów technicznych, na które można się natknąć, śledząc sprawy z dziedziny sporów domenowych i zarządzania systemem nazw domen. Same akronimy przyprawiają o zawrót głowy: od IANA czy WIPO po te bardziej obco brzmiące, jak GAC, ICC, NAF. Oczywiście Google pomaga wyjaśnić wątpliwości, ale pozostaje wrażenie, że system zarządzania internetem jest niesamowicie skomplikowany i przeciążony biurokracją. Przykładowo, wciąż nie jestem pewien, kto właściwie odpowiada za prowadzenie arbitrażu dla domen globalnych.

ZM: Cóż, kwestia UDRP na tle tego wszystkiego jest chyba najmniej skomplikowana. Zasadniczo jest tak, że ICANN zlecił kilku dostawcom usług arbitrażowych, takich jak WIPO (World Intellectual Property Organization – Światowa Organizacja Własności Intelektualnej) czy NAF (National Arbitration Forum – Krajowe Forum Arbitrażowe), obsługę postępowania w zakresie sporów domenowych. Natomiast jeśli chodzi o działalność ICANN w ogóle, to ilość akronimów oraz tajemnych terminów i fraz związanych z funkcjonowaniem tej instytucji jest zadziwiająca. Podejrzewam, że międzynarodowa organizacja z tak dużą liczbą członków, typów członków – nazywanych udziałowcami (stakeholders) lub klientami (constituencies) – jak ICANN, upodabnia się trochę pod względem stopnia złożoności do ONZ. Mnie jednak najbardziej zastanawia fakt, że międzynarodowi eksperci korporacji zarządzającej internetem mają potrzebę organizowania co kilka miesięcy fizycznych posiedzeń, zamiast załatwiać sprawy online.

Oferujecie m.in. usługi odzyskiwania domen od cybersquatterów. Kogo, ściśle rzecz biorąc, uważa się za cybersquattera i jak wygląda procedura odzyskiwania domeny?

ZM: Cybersquatting posiada precyzyjną definicję. Zasadniczo cybersquatterem staje się osoba, która rejestruję nazwę domeny podobną do cudzego znaku towarowego w celu sprzedania tej nazwy właścicielowi trademarku lub podejmowania innych działań w odniesieniu do właściciela trademarku. Procedura zwykle polega na wysłaniu listu z żądaniem transferu adresu, a jeśli jest to konieczne – wszczęciu arbitrażu online w celu wyegzekwowania transferu nazwy.

W kwestii cybersquattingu jest też druga strona medalu: Reverse Domain Name Hijacking, zwany też odwróconym cybersquattingiem. Polega on na podejmowaniu przez firmy prób przejęcia domen na drodze UDRP bez wyraźnych podstaw prawnych. W ostatnim czasie domenowi „hijackerzy” odnieśli kilka sukcesów, co wywołało falę naśladownictwa wśród firm chcących zdobyć wartościowy adres niskim kosztem. Czy to zmiana w polityce arbitrażu czy efekt uznaniowości arbitrów?

ZM: Jak wiadomo, w miarę upływu czasu na rynku rośnie liczba domen i firm. Jeśli ktoś zarejestrował np. ABC.com w 1997 r. a firma o tej nazwie zaczyna działalność np. w 2008 r. i chce zdobyć taką domenę, na pewno znajdzie durnych prawników, którzy podejmą próbę przejęcia adresu na gruncie UDRP bez autentycznych podstaw prawnych. To jeden z rodzajów RDNH i zapewne wraz z rosnącą liczbą domen i firm będzie przybywać również takich, które będą chciały w ten sposób przejąć od dawna zarejestrowane adresy.

Z jakim najciekawszym przypadkiem sporu domenowego miałeś do czynienia w swojej praktyce?

ZM: Naprawdę trudno powiedzieć, bo właściwie każdy przypadek jest interesujący. Chociaż może wyróżniłbym Groovle.com, bo wówczas po raz pierwszy pokonałem Google w sporze domenowym. Od tego czasu udało mi się też wygrać w postępowaniu dotyczącym Goggle.com i Oogle.com.

Czy wejście nowych domen na rynek wymaga wzmocnienia prawa chroniącego własność intelektualną?

ZM: W tym momencie nie wydaje mi się, żeby cybersquatting na nowych domenach był opłacalny. Podejrzewam więc, że roztropni właściciele znaków towarowych będą raczej ignorować cybersquatterów, tym bardziej że w większości przypadków są oni nieszkodliwi i prawdopodobnie obecnie, w związku z ogromną ilością TLD, będzie ich zbyt wielu, by móc z nimi skutecznie walczyć. Ponadto właściciele znaków towarowych mają do dyspozycji bazę znaków towarowych Trademark Clearinghouse, która pomaga zabezpieczyć ich brandy.

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , ,

Tutaj możesz komentować