Kilkaset tysięcy nazw zajętych w nTLD, lecz dostępnych w .com
Liczba adresów w rozszerzeniach nTLD wynosi obecnie nieco ponad 3,6 miliona. Nazw w domenie .com jest ok. 125 milionów. A jednak całkiem sporo domen zajętych w nTLD dostępnych jest w „dotcomie”.
Verisign od początku funkcjonowania programu nTLD prowadzi sprawną kampanię piarową mającą na celu wzmocnienie wizerunku domeny .com w obliczu konkurencji ze strony nowych końcówek. Trudno ocenić wpływ tych działań na wyniki największej końcówki TLD, która zapewne i bez wysiłku ze strony rejestru radziłaby sobie całkiem nieźle. Jednak Verisign wspiera sukcesy „dotcomu” w atrakcyjny sposób, przygotowując ciekawe analizy porównawcze na temat nowych i starych domen, które, rzecz jasna, stawiają w korzystnym świetle przede wszystkim .com.
Tym razem na blogu firmowym Verisign pojawiło się opracowanie na temat dostępności nazw w rozszerzeniu .com w kontekście rejestracji adresów nTLD. Dostępność „dotcomów” to stały wątek raportów firmy z Reston, co jest zresztą zrozumiałe. Brak wolnych nazw z końcówką .com to flagowy argument operatorów nTLD wymierzony przeciw tej domenie. Nic zatem dziwnego, że Verisign próbuje zadać kłam tym „oskarżeniom”. Często w sposób efektowny i zdolny przekonać laików, jednak trudny do przełknięcia dla osób znających realia branży. Niemniej statystyki prezentowane przez operatora .com niekiedy dają do myślenia i pokazują, że – faktycznie – nawet w mocno przetrzebionej strefie .com (125 milionów zarejestrowanych nazw!) wciąż można znaleźć kombinacje znaków lub terminów posiadające realną wartość rynkową i/lub brandingową.
Jak zauważa Andy Simpson z Verisign, ponad 3,5 miliona adresów nTLD stanowi dostateczny „materiał badawczy”, umożliwiający analizę trendów związanych z rejestracją nowych domen. Według danych operatora .com istnieje spora grupa nazw zarejestrowanych w nowych rozszerzeniach, które wciąż pozostają wolne w domenie .com. W przypadku domen drugiego poziomu w nTLD odsetek takich nazw wynosi 16 proc. Nie jest to liczba powalająca sama w sobie, jednak w kontekście ok. 125 milionów zajętych adresów .com wydaje się ona wcale niemała. Rośnie ona jednak radykalnie, jeśli potraktować SLD (second level domain) i nTLD (nazwę i nową końcówkę) łącznie – w takiej formule aż 74 proc. nowych adresów dostępnych jest na drugim poziomie domeny .com.
W przełożeniu na liczby bezwzględne 521 834 nazwy zarejestrowane w nowych domenach są wciąż dostępne do rejestracji w domenie .com. Prawie pięć razy więcej adresów nTLD (nazwa.nTLD) dostępnych jest w domenie .com w formacie [nazwa]+[nTLD].com. Tu pojawia się pytanie, w jakich nowych domenach jest najwięcej nazw niezarejestrowanych w rozszerzeniu .com. Jak można się domyślić, są to końcówki IDN. Mechanizm jest prosty: rozszerzenie .com jest zdominowane przez nazwy w alfabecie łacińskim, zaś nazwy IDN zaczęły stawać się popularne dopiero w ostatnich latach. Końcówki IDN, które trafiły na rynek w ramach programu nTLD napędzają rejestrację nazw IDN, do rejestracji których nie „zachęcało” w równym stopniu rozszerzenie .com.
Jak wynika z zestawienia najmniejszy odsetek „unikalnych” (zajętych w nTLD, lecz wolnych w .com) nazw mają domeny .nyc i .london – z oczywistych względów zdominowane przez język angielski. Na przeciwnym biegunie znajdują się końcówki azjatyckie oraz domena w cyrylicy oznaczająca Moskwę.
Mimo że domeny IDN odpowiadają za większość „unikalnych” rejestracji nazw w nTLD, to jednak istnieje również spora grupa nazw będących angielskimi keywordami, które – będąc zajęte w nowych domenach – są dostępne w rozszerzeniu .com. Jak ustalił Simpson, takich nazw jest aż 153 tys. (31 proc. całej puli). Najwyraźniej więc końcówka .com wciąż oferuje sporo możliwości, mimo ogromnej liczby zajętych adresów.
Tagi: .com, Verisign