Rynek domen

Biznes zaczyna się od domeny.


Stracił domenę życia. Sąd zmusił go do sprzedaży adresu za 50 tys. dolarów

Stracił domenę życia. Sąd zmusił go do sprzedaży adresu za 50 tys. dolarów

Richard Merryman, 79-letni inżynier komputerowy z Nevady, został sądownie zmuszony do sprzedaży domeny za 50 tys. dolarów. Wyrok był finałem procesu wytoczonego Merrymanowi przez firmę z branży crypto.

Wielu inwestorów zgodziłoby się oddać domenę za 50 tys. dolarów z pocałowaniem ręki. Do tego grona nie zaliczają się jednak szczęśliwcy, którzy posiadają nazwę premium w rozszerzeniu .com. W przypadku Merrymana chodzi o adres Wormhole.com, którym inżynier dysponował od 1994 r. Domena nie służyła mu do celów monetyzacyjnych, ani inwestycyjnych. Merryman, fan Carla Sagana, zarejestrował nazwę ze względu na jej kosmologiczną konotację i korzystał z niej do celów prywatnych, m.in. na użytek poczty e-mail dla siebie i swojej żony. Pod adresem utworzył też prosty landing page z grafiką tunelu czasoprzestrzennego (ang. wormhole) i krótkim opisem „zjawiska”.

50 tys. dolarów to za mało

Firma Jump Operations, należąca do Jump Trading, giganta z „branży” algorytmicznego handlu wysokich częstotliwości, zainteresowała się domeną Wormhole.com z zupełnie innych powodów. Pod adresem WormholeNetwork.com spółka promuje własny blockchain (pod hasłem „The best of blockchains”). Firma postanowiła jednak zadbać o bardziej prestiżowy adres, pozbawiony nadmiarowego elementu w nazwie. W czerwcu 2021 r. za pośrednictwem brokera zwróciła się więc do Merrymana z pytaniem o możliwość odkupienia domeny, oferując… 2,5 tys. dolarów. Inżynier, najprawdopodobniej działając w pośpiechu i nierozważając realnie sprzedaży, odpisał, że cena wynosi 50 tys. dolarów. Ku jego zaskoczeniu oferent błyskawicznie przystał na propozycję, którą jednak Merryman zignorował. Ponieważ w kolejnych tygodniach broker nie dawał mu spokoju, inżynier wyjaśnił, że nie jest zainteresowany sprzedażą nazwy. „Nie, przepraszam, zmieniłem zdanie. To było zbyt łatwe. Albo moja kwota była za niska, albo to jakieś oszustwo. Tak czy owak, do sprzedaży nie dojdzie. Jeśli chcesz złożyć rozsądną ofertę – zapraszam” – odpisał interesantowi.

„Naprawdę nie chcę sprzedawać tej domeny”

Interesant nie zamierzał odpuścić. Spółka Jump napuściła na Merrymana prawników, którzy oskarżyli inżyniera o „naruszenie umowy” (ang. breach of contract), przekonując go, że musi wywiązać się z danego słowa o sprzedaży adresu za 50 tys. USD. Ten jednak nie zamierzał ustąpić. Jak powiedział w komentarzu dla serwisu BusinessInsider.com, który opisał całą historię „Naprawdę nie chcę sprzedawać tej domeny. Miałem ten sam adres e-mailowy przez 28 lat – jest dla mnie jak rodzina”. Cieniem na wiarygodność wypowiedzi Merrymana kładzie się fakt, że cytowane wyżej fragmenty wiadomości wskazują na jego skłonność do negocjacji. Nie ulega jednak wątpliwości, że Jump postanowił wykorzystać nieostrożność Merrymana.

Wymuszona cesja

W kwietniu br. prawnicy Jump podbili stawkę i przenieśli postępowanie do sądu federalnego z żądaniem dokonania cesji domeny. 8 kwietnia sędzia zakazał Merrymanowi dokonywania transferu adresu i nakazał firmie Network Solutions zablokowanie nazwy do czasu ogłoszenia wyroku. Nastąpiło to poza wiedzą samego abonenta. Merryman początkowo nie chciał się poddawać i skontaktował się ze swoim prawnikiem, ten jednak zmierzył siły na zamiary i stwierdził, że nie podejmie wyzwania. W końcu Merryman również uległ silniejszemu przeciwnikowi i zdecydował się zaakceptować kwotę, na którą wcześniej sam nieopatrznie się zgodził. Postępowanie ugodowe wciąż jest w toku, a dane whois nadal wskazują na Merrymana jako abonenta adresu. Dostępna jest również strona pod adresem Wormhole.com z grafiką umieszczoną tam przez Merrymana.

Umowa wysłana mailem jest wiążąca

W całej sprawie dla wielu osób szokujący może być fakt oparcia procesu sądowego o stawkę „luźno rzuconą” w pośpiesznie wysłanym mailu. W amerykańskim prawie działa jednak zasada Mailbox Rule, która mówi, że zgoda staje się wiążąca w momencie, gdy została prawidłowo wysłana – dotyczy to zarówno poczty tradycyjnej, jak i elektronicznej. W polskim prawie sytuacja wygląda zresztą podobnie. Jak można przeczytać w opracowaniu tematu na łamach „Gazety Prawnej”, „oferta złożona w postaci elektronicznej wiąże składającego, jeżeli druga strona niezwłocznie potwierdzi jej otrzymanie”. Podobne wnioski płyną z wpisu na stronie kancelarii adwokackiej HAAS.

Tagi: , , , ,

Tutaj możesz komentować