Rynek domen

Biznes zaczyna się od domeny.


Giganci technologiczni blokują firmy i użytkowników pod błahymi pretekstami. Robią to bezkarnie

Giganci technologiczni blokują firmy i użytkowników pod błahymi pretekstami. Robią to bezkarnie

Krótko po zawieszeniu konta firmie rejestracyjnej Epik Paypal odciął od swoich usług serwis NameBio.com. Tego typu sytuacje nie należą do rzadkości, a do podobnych działań posuwają się również Facebook, Google czy Microsoft.

„O piątej rano czasu EST dostałem od Paypala email z nagłówkiem <>” – pisze na łamach NameBio Michael Summer, CEO serwisu. Czterdzieści pięć minut później Paypal zablokował prywatne konto Summersa. Zupełnie nagle, bez ostrzeżenia, po wielu latach bezproblemowego użytkowania.

Jak zaznacza sam Summers, to sytuacja podobna do tej, która spotkała pod koniec października firmę Epik – średniej wielkości rejestratora z Seattle, któremu Paypal zawiesił konto z nie do końca jasnych przyczyn.

„Trefna” domena przyczyną zawieszenia usługi?

W przypadku Namebio nastąpił drobny zwrot akcji – ale bez gwarancji pomyślnego finału. Jeszcze tego samego dnia Summers opublikował kolejny wpis, w którym wyjaśnił, że przyczyną zawieszenia konta była obecność w reklamach zamieszczanych na łamach NameBio domen wykorzystywanych wcześniej do filesharingu z naruszaniem praw autorskich, co stanowi pogwałcenie regulaminu Paypala. Paypal udzielił Summersowi „wyczerpujących wyjaśnień” – co już jest sporym sukcesem – a jednocześnie powołał się na procedury, tłumacząc, że w organizacji o takiej skali trudno rozpatrywać każdy przypadek indywidualnie. Ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła. Jak pisze Summers,

„jeśli zrozumieją moje wyjaśnienia, konta NameBio i moje zostaną przywrócone, ale jeśli nie zrozumieją, o czym mówię lub nie zgodzą się z moim stanowiskiem, zostanę odcięty od usługi dożywotnio. Życzcie mi szczęścia”.

Facebook zawiesza konta reklamowe

Po kolejnym „banie” udzielonym przez Paypala firmie z branży domen do sprawy odniósł się Andrew Allemann z serwisu DomainNameWire.com, publikując wpis zatytułowany „Gdy Big Tech ma za dużo władzy”. Autor przytacza w nim własne perypetie z innym gigantem technologicznym: Facebookiem.

Allemann korzysta z systemu reklamowego tej platformy, przeznaczając na kampanie około tysiąca dolarów miesięcznie. W 2018 r. otrzymał powiadomienie, że jego reklamy nie będą akceptowane, ponieważ Facebook „nie wspiera reklam” dla jego „modelu biznesowego”. Firma nie pofatygowała się z bardziej obszernym wyjaśnieniem. Allemann odwołał się więc od decyzji giganta, ale bez rezultatu.

Jak przyznaje, leady, które uzyskiwał z Facebooka, były kluczowe dla jego biznesu. Wskutek utraty możliwości prowadzenia kampanii przez ten portal całe przedsięwzięcie straciło rację bytu. Konto udało się odzyskać, ale na drodze „nieformalnych wpływów”. Allemann pisze, że wykorzystał w tym celu „prywatne kontakty”.

Jego perypetie z Facebookiem na tym się jednak nie skończyły. Miesiąc temu jego konto reklamowe zostało ponownie zawieszone z powodu „podejrzanej aktywności”. Portal nie pofatygował się z poinformowaniem klienta o swoich działaniach we wiadomości e-mail – po prostu wyłączył możliwość emisji reklam. Konto zostało przywrócone pięć dni później, gdy Allemann wysłał Facebookowi kopię swojego dowodu osobistego.

Korporacje technologiczne „banują” konta i nie reagują na odwołania

Tego typu sytuacje nie należą do wyjątków. Pod koniec października BusinessInsider opublikował artykuł na temat „banów” udzielanych użytkownikom przez Google i inne korporacje technologiczne, jak Microsoft, za rzekome naruszenia regulaminu. To sytuacja nawet poważniejsza niż w przypadku usług Facebooka – biorąc pod uwagę to, jak szeroki wachlarz usług świadczy gigant z Mountain View i jak wiele małych i średnich przedsiębiorstw jest od tych usług zależnych.

Odwołania od decyzji zwykle niewiele dają. Odpowiedzi są zautomatyzowane, a petenci nie mają jak dotrzeć do osób odpowiedzialnych za decyzje, które mogą zaważyć na ich biznesie. Podobnych przypadków będzie tylko przybywać, bo coraz więcej osób i firm zależnych jest od internetu i quasimonopolistów kontrolujących najpopularniejsze platformy online’owe służące komunikacji i promocji.

Tylko co począć w podobnych sytuacjach? Być może to najwyższy czas, by szukać zdecentralizowanych alternatyw, w ramach których człowiek i firma nie będą zależne od kaprysów gigantów?

Tagi: , , , , , ,

Tutaj możesz komentować