Zarejestrowałeś „meta”-domenę przed rebrandingiem Facebooka? Wciąż możesz być cybersquatterem!
Domainerzy, którzy zainwestowali w domeny z keywordem „meta” w większości przypadków mogą spać spokojnie. Ale nie wszyscy. Istnieje pewien zapis WIPO z 2005 r., który zapewnia właścicielom trademarków mocną pozycję w sporach domenowych.
Możesz być cybersquatterem, nawet o tym niewiedząc. Wyniki arbitraży wielokrotnie okazywały się zaskakujące i niepomyślne dla abonentów domen, a werdykty arbitrów w takich sytuacjach nie zawsze były dobrze uzasadnione. Ze względu na skomplikowany charakter wielu sporów i brak dostatecznej ilości jednoznacznych kryteriów oceny wiele rozstrzygnięć obciążonych jest uznaniowością.
Są jednak przypadki, w których werdykt obciążający abonenta, może wydać się kontrowersyjny, ale ma oparcie w przepisach. Warto o tym przypomnieć w kontekście trwającej „hossy” na domeny z keywordem „meta”, nawiązujące do rebrandingu Facebooka. Wielu domainerów jeszcze przed oficjalnym komunikatem ze strony giganta trafnie przewidziało nową markę giganta.
W efekcie inwestorzy na potęgę rejestrowali adresy zawierające w nazwie termin „meta”, często w połączeniu z literkami „FB”. W razie sporu abonenci takich domen mogą argumentować, że zarejestrowali je, zanim Facebook oficjalnie podał nową nazwę do wiadomości publicznej. W praktyce sytuacja może wyglądać dla nich mniej korzystnie. Wynika to z wytycznych Światowej Organizacji Własności Intelektualnej (WIPO) pochodzących jeszcze z 2005 r.
Kluczowy zapis brzmi następująco:
„W pewnych rzadkich sytuacjach, gdy okoliczności wskazują, że intencją oskarżonego była rejestracja domeny w celu jej nieuczciwej monetyzacji, wykorzystującej cudze prawa autorskie do powstającej (zwykle jeszcze niezarejestrowanej) marki, arbitrzy są przygotowani do orzekania o działaniu w złej wierze.
Tego typu scenariusze obejmują rejestracje domeny:
(i) na krótko przed lub po ogłoszeniu fuzji korporacyjnej,
(ii) w wyniki wykorzystania przez oskarżonego wiedzy poufnej,
(iii) w związku z nagłośnieniem przez media określonego przedsięwzięcia, np. w związku z wprowadzeniem na rynek danego produktu lub przygotowaniami do znaczącego wydarzenia,
(iv) w następstwie zgłoszenia przez powoda wniosku o rejestrację znaku towarowego.”
Takie ujęcie sprawy oparte jest na precedensie z roku 2002. Wynika z niego wprost, że za cybersquattera może zostać uznana osoba, która zarejestrowała domenę jeszcze zanim powód zarejestrował swój znak towarowy. Z tej zależności doskonale zdają sobie sprawę kancelarie prawne reprezentujące klientów w sporach domenowych. A już z pewnością wiedzą o niej prawnicy Facebooka, który słynie z agresywnego podejścia w tego typu sytuacjach.
W efekcie domainerzy, którzy przeholowali z liczbą rejestracji domen z keywordem „meta” lub po prostu udało im się zdobyć nazwy zbyt zbliżone do najnowszego trademarku Facebooka, mogą znaleźć się na celowniku firmy. Oczywiście przywołane zapisy WIPO mogą nie wystarczyć Facebookowi w razie takiego sporu. Domainer zawsze może argumentować, że „meta” to nazwa ogólna, słownikowa, zaś termin „metaverse” pochodzi z książki Neala Stephensona i z pewnością nie jest wynalazkiem Facebooka.
Schody mogą zacząć się w sytuacji, gdy przedmiotem sporu będzie domena zawierająca zarówno keyword „meta”, jak i inne odniesienie do brandu Facebooka, np. popularny skrót „FB”.
Zważywszy na liczbę rejestracji tego typu nazw, zapewne niebawem się przekonamy, jaką linię obrony i ataku przeciwko domainerom oraz cybersquatterom przyjmie gigant.
Tagi: cybersquatting, Facebook, meta, rebranding, WIPO