Rynek domen

Biznes zaczyna się od domeny.


Nazwy nie do zapamiętania. Chiński pomysł na „branding”

Nazwy nie do zapamiętania. Chiński pomysł na „branding”

Tego nie dało się wymyślić na Zachodzie. Chiński e-commerce korzysta z nazw, których nie da się zapamiętać. Ich zaletą jest całkowita „unikalność”.

Chiński rynek domen nie przestaje zaskakiwać. Dla domainerów z Zachodu sporym wyzwaniem było już zrozumienie zasad funkcjonowania adresów numerycznych, które w Chinach zdobyły ogromną popularność. Chińczycy płacili coraz większe kwoty za nazwy złożone z kombinacji cyfr, a kombinacje, za które klienci gotowi byli płacić, stawały się coraz dłuższe. Wynika to m.in. z chińskiego upodobania do numerologii oraz faktu, że pozornie asemantyczne ciągi często mają znaczenie – jest ono związane z fonetycznym podobieństwem nazw liczb do innych słów.

Okazuje się jednak, że nie wszystkie nazwy pozornie pozbawione znaczenia mają „głębszy sens”. Theo Develegas, autor bloga DomainGang.com, trafił na ciekawy przypadek nazw asemantycznych, które zostały stworzone z myślą o unikalności. Teoretycznie rzecz biorąc każda domena jest unikalna, ale w praktyce adresy składają się zwykle z nazw opartych na słowach kluczowych, zestawieniach słów kluczowych lub słowach kluczowych poddanych „brandowej” modyfikacji (np. przekształconych przez dodanie sufiksu, prefiksu, cyfr itd.). Rzadziej spotyka się neologizmy, jednak również one często zawierają rdzeń o określonym znaczeniu lub człony pozwalające domyślić się przeznaczenia nazwy. W końcu: nawet jeśli neologizm jest zupełnie asemantyczny, jest przynajmniej łatwy – a w każdym razie możliwy – do wymówienia

W przypadku nazw, na które trafił Develegas, sytuacja wygląda inaczej. Nazwy sprawiają wrażenie zupełnie losowej, niemnemonicznej kombinacji liter, pozbawionej jakiegokolwiek sensu. Autor przytacza dwa przykłady: SGTKJSJS i LTYIVABHTTW. Pierwsza to „marka” urządzeń chłodzących do laptopów. Druga to „brand” przypisany słuchawkom i częściom zamiennym do słuchawek. Po wpisaniu poszczególnych ciągów do wyszukiwarki na pierwszych miejscach wyświetlają się strony Amazona z ofertą poszczególnych „marek”, w dalszej kolejności pojawiają się wyniki z innych platform sprzedażowych.

Jaki jest sens tworzenia tego typu nazw? Po wpisaniu ciągu do wyszukiwarki klient „bezbłędnie” trafia na stronę sprzedażową, na której może dokonać zakupu. Dla autorów tych „marek” bez znaczenia jest fakt, że są one niezapamiętywalne i nie mają nic wspólnego z tradycyjnie rozumianym brandem. Istotne jest to, że nazwy są unikalne i nie mają konkurencji w Google.

Co ciekawe, obie nazwy były przez pewien czas zarejestrowane w domenie .com. Sęk w tym, że nie przez właścicieli „marek”, ale przez cybersquatterów, którzy szybko zdali sobie sprawę z bezowocności tych rejestracji i pozwolili domenom wygasnąć. Nazwy asemantyczne zapewne nie staną się hitem rynku domen, ale warto mieć świadomość istnienia takiego zjawiska i odmiennego podejścia do e-handlu w krajach spoza zachodniego kręgu kulturowego. Taka wiedza nie musi zaprocentować zyskami ze sprzedaży, ale może pomóc oszczędzić kosztów związanych z chybionymi inwestycjami.

Tagi:

Tutaj możesz komentować