Tak wynika z wypowiedzi australijskiego komisarza podatkowego Chrisa Jordana. Przyznał on w zeszłym tygodniu, że przybywa nacisków ze strony „orędowników” kryptowaluty, by zrównać jej status z walutą krajową.

W obecnych warunkach jest to trudne do zrealizowania, ponieważ – jak zaznaczył Jordan – bitcoin nie spełnia definicji legalnego środka płatniczego. Sprawa nie jest jednak przegrana. Komisarz twierdzi, że zmiana definicji jest możliwa, ale wiązałaby się z poprawkami do ordynacji podatkowej, z kolei ich wprowadzenie wymaga zgody parlamentu. – Na razie nie możemy uznać bitcoina za pieniądz, ale jeśli jego wykorzystanie w obiegu gospodarczym będzie rosło, być może należałoby zmienić definicję środka płatniczego – dodał Jordan.

Sygnały na temat akceptacji bitcoina przez szeroko pojęty establishment dobiegają co pewien czas z różnych części świata, m.in. z Europy, Ameryki Północnej czy Chin. Wydaje się, że w dobie pieniądza elektronicznego i globalnej gospodarki bitcoin lub jego ewentualny następca to przyszłość światowego „krwiobiegu” finansowego. Oznaczałoby to nastanie ery globalnej waluty. Z jednej strony bitcoin ma wielu zwolenników w kręgach „antysystemowych”, z drugiej – wizja jednej waluty światowej opartej na pieniądzu elektronicznym (co oznacza totalną kontrolę aktywności finansowej obywateli przez instytucje państwowe) wydaje się bardzo niepokojąca.

Tagi: Australia, bitcoin, Chris Jordan