Organizacja web3 chce utworzenia DNS-owej nTLD, żeby… zdecentralizować zarządzanie domenami
Organizacja, w której nikt oficjalnie nie występuje pod własnym nazwiskiem, zamierza złożyć w ICANN wniosek o utworzenie końcówki .dao. Domena ma działać w systemie DNS, a jednocześnie reprezentować idee web3.
DomainDAO to „kierowana przez społeczność zdecentralizowana autonomiczna organizacja (DAO), która zamierza starać się o domenę najwyższego poziomu .dao” – wynika z informacji prasowej, zamieszczonej w kanadyjskim serwisie NewsWire.ca. Niestety nie wiadomo, kto konkretnie kryje się pod tym szyldem. DAO to społeczności, w których decyzje podejmowane są przez członków posiadających tokeny (zapewniają prawo głosu) w zgodzie z zasadami dopuszczonymi przez algorytm. Decyzje zapisywane są na blockchainie i teoretycznie nie mogą zostać zmodyfikowane w nieautoryzowany sposób. W praktyce bywa różnie. Demokracja w świecie DAO zagrożona jest m.in. przez ataki hakerskie.
Mimo swojego zdecentralizowanego charakteru DomainDAO zamierza zabiegać o utworzenie domeny jak najbardziej „zcentralizowanej”, a w każdym razie nadzorowanej przez ICANN. Co motywuje organizację do takiego kroku? Jak wynika z deklaracji na stronie TheDomainDAO.org:
„Domena jest ważna, szczególnie dla DAO. Jako zarządzane przez społeczność DAO fundamentalnie różnią się od korporacji i powinny akcentować swoją odmienność przez korzystanie z adresów w rozszerzeniu .dao. Dostrzegamy duże zapotrzebowanie na końcówkę .dao wśród zdecentralizowanych organizacji, które chcą zdystansować się od .com i .io.”
Komunikat ma oczywiście charakter marketingowy, ale trąci myśleniem życzeniowym. Po pierwsze dlatego, że na rynku przybywa domen faktycznie opartych na blockchainie, a nie tylko odwołujących się do niego z nazwy. Tego typu końcówki lepiej wpisują się w idee web3, związane z unikaniem zcentralizowanej infrastruktury i centralnego zarządzania. W dodatku zaczynają być oferowane przez „mainstreamowych” rejestratorów, jak Namecheap czy GMO. Jednocześnie trzeba podkreślić, że na korzyść klasycznej TLD przemawia większa dostępność rozwiązań webowych i łatwość tworzenia serwisów pod tego typu adresami.
Po drugie, utworzenie nTLD na wniosek anonimowego (pseudonimowego) podmiotu zbiorowego, który nie ma standardowej struktury organizacyjnej, jest oparty na crowdsourcingu i nie posiada historii działalności związanej z rynkiem DNS może być trudne do przeprowadzenia ze względów prawnych i technicznych. ICANN wymaga od petentów starających się o nTLD wdrożenia szeregu krytycznych usług, m.in. EPP, DNSSEC, Whois/RDAP czy mechanizmów zabezpieczenia zastrzeżonych znaków towarowych. Wymagają one świetnej znajomości branży i koordynowania prac na poziomie centralnym, w tej sytuacji trudnym do zastąpienia „zarządzaniem społecznościowym”.
Tymczasem, jak wynika z informacji prasowej, DomainDAO została założona przez profesjonalistów i entuzjastów związanych z branżą web3, a deklarowanym celem przedsięwzięcia jest „zdecentralizowanie zarządzania domenami najwyższego poziomu”. Tworzenie kolejnej nTLD zdaje się nie współgrać z tą ideą. Ma to jednak ma być coś w rodzaju „rozwiązania na start”, które zapewni przystań rzekomo coraz liczniejszym DAO.
Na razie organizacja zamknęła pierwszą fazę finansowania, uzyskując w ciągu mieisąca 200 ETH, czyli ok. 430 tys. dolarów w momencie publikacji wiadomości. Inicjatywa może wydawać się nieco egzotyczna, ale mimo wszystko warto ją obserwować. W ostatnich czasach coraz trudniej przewidzieć, jakie koncepcje i inicjatywy mają szanse powodzenia w internecie.
Tagi: blockchain, DAO, DomainDAO, ICANN, Web3