Rynek domen

Biznes zaczyna się od domeny.


Co chciałbyś (był) wiedzieć o domenach, zanim zacząłeś w nie inwestować?

Co chciałbyś (był) wiedzieć o domenach, zanim zacząłeś w nie inwestować?

Gdybyś mógł wiedzieć jedną rzecz, której nie wiedziałeś, zaczynając inwestycje na rynku domen, co by to było? Takie pytanie postawił swoim czytelnikom Morgan Linton. Zapewne stawia je sobie również wielu domainerów.

O możliwości cofnięcia się w czasie, przynajmniej na jedną chwilę, marzy zapewne większość inwestorów. Nawet jeśli ich dotychczasowe posunięcia były udane, zawsze można było postąpić lepiej w tej lub innej kwestii. W zasadzie wystarczyłaby uzyskana z odpowiednim wyprzedzeniem informacja, że w niedalekiej przyszłości domeny premium będą warte krocie. Wówczas nikt nie szczędziłby środków na zakup topowych keywordów.

Takie życzenie jest oczywiste. Są jednak bardziej zniuansowane kwestie, których domainerzy nauczyli się w toku swojej działalności – często w formie dotkliwej lekcji. Zapewne dlatego pytanie zadane przez Lintona wywołało spory odzew. Pod wpisem pojawiło się ponad 20 komentarzy. Wcześniej jednak autor podzielił się własnym przemyśleniem w tej sprawie.

Linton, gdyby mógł cofnąć się w czasie, dałby sobie spokój z ręczną rejestracją nazw – skupowałby tylko dwuliterówki w domenie .com, pochodzące ze spadów. Faktycznie, byłaby to świetna strategia. Każda tego typu nazwa jest warta co najmniej kilkaset tysięcy dolarów, a wiele z nich – kilka milionów. Sprzedaż w tym przypadku to „pewniak”. Kluczem do sukcesu jest cierpliwość, bo nie ma cienia wątpliwości co do tego, że klient w końcu się zjawi.

Linton dodał też drugą odpowiedź-wskazówkę. Częściej jeździłby na konferencje domenowe i rozmawiał z ludźmi, którym w tym biznesie powiodło się najlepiej. To świetny sposób na zdobycie (bez)cennej wiedzy. A czego żałują – lub co doradzają – domainerzy wypowiadający się w komentarzach?

Głosów jest sporo. „Snoopy” podpisuje się pod opinią Lintona co do nazw pozyskanych w drodze rejestracji. Nie ufa również wartości domen odnoszących się do technologii i trendów – co jest ciekawym, a nawet zaskakującym spostrzeżeniem, zważywszy choćby na stawki płacone za domeny odnoszące się do blockchaina i kryptowalut. Jest również sceptyczny odnośnie nowych domen.

„Snoopy” twierdzi też, że inwestycje w nazwy z końcówkami krajowymi to marnotrawstwo pieniędzy. To pogląd zrozumiały w przypadku domainera działającego na skalę globalną, w obszarze .com. Na rynkach krajowych można zarobić, ale wymaga to znajomości lokalnych realiów. Zwracają na to uwagę jego dyskutanci, którzy jako kontrprzykłady podają adresy z końcówkami .co.uk, .de czy .com.au, które „mają silną pozycję od wielu lat” – jak podkreśla „Dave”.

Z kolei „Matt” twierdzi, że znalazł dobrą strategię, ale za mało ryzykował. Swojemu młodszemu odpowiednikowi doradziłby podejmowanie bardziej śmiałych kroków. Twierdzi też, że „Snoopy” myli się w swojej krytyce ccTLD i nTLD – są inwestorzy, którzy zarabiają pieniądze w tych segmentach. Natomiast „Daniel” radzi, by odpowiednio się dokształcić przed jakimikolwiek zakupami. Jego zdaniem domeny najlepiej jest kupować na aukcjach lub od abonentów. Tymczasem „Undaunt” żałuje, że przepłacił na kilku aukcjach i że nie przeanalizował odpowiednio niektórych nazw przed ich zakupem.

Ravi udziela bardziej ogólnej odpowiedzi: chciałby mieć lepszą świadomość tego, że zarabianie pieniędzy wymaga czasu i… pieniędzy. W komentarzach pojawia się jeszcze kilka ciekawych sugestii, jednak ta najlepiej podsumowuje wszystkie opinie. Faktycznie, by prowadzić skuteczne inwestycje na rynku domen, trzeba najpierw zdobyć odpowiednią wiedzę na temat tego, w co konkretnie warto inwestować. Trzeba też liczyć się z koniecznością poniesienia kosztów – i być zdecydowanym na taki krok. Pochopne decyzje mogą okazać się zarówno stratą czasu, jak i pieniędzy.

Tagi: , , , ,

Tutaj możesz komentować