Rynek domen

Biznes zaczyna się od domeny.


Między Unią a Europą – czy warto inwestować w końcówkę .eu?

Między Unią a Europą – czy warto inwestować w końcówkę .eu?

Domena .eu to „cicha woda”. Nie ma potencjału komercyjnego .com czy .net, pod względem rozpoznawalności wyraźnie ustępuje ccTLD, nie jest też przebojowa jak „królowa startupów” .me – ze względu na swój domainhackowy potencjał chętnie wykorzystywana przez młode firmy, stawiające na błyskotliwe brandy. A jednak europejska końcówka odnotowuje dobre wyniki na rynku pierwotnym i choć jej rozwój trudno nazwać brawurowym, to .eu konsekwentnie wzmacnia swoją pozycję w internecie.

Lepsza od dotcomu?

Dla firm, które chcą podkreślić swój europejski charakter, domena .eu będzie lepsza od .com – mówi Daniel Dryzek, inwestor domenowy

Świadczy o tym m.in. wskaźnik odnowień „eurodomeny”, który od początku jej funkcjonowania oscyluje w okolicach 80 proc. – czyli powyżej średniej dla wszystkich rozszerzeń. Wyraźnie rośnie też liczba zapytań do serwerów .eu, co świadczy o zwiększającym się wykorzystaniu tej końcówki. Czy za domeną .eu stoi jakaś „filozofia” lub koncepcja biznesowa? – Przede wszystkim końcówka .eu sygnalizuje obszar działań biznesowych zakrojony na skalę europejską. Umożliwia też aktywność na rynkach kilku krajów UE bez mnożenia adresów. Brand w domenie .eu sugeruje również, że korzystająca z niego firma jest podmiotem działającym na terenie Unii, podlega unijnemu prawu i unijnym standardom – odpowiada na nasze wątpliwości Megan Vosloo, specjalistka ds. komunikacji w EURid, instytucji zarządzającej końcówką .eu. I dodaje, że na Starym Kontynencie .eu to doskonała alternatywa dla .com – kojarzonej głównie ze Stanami Zjednoczonymi, a przy tym nieco „anonimowej”. Pewną przewagę .eu nad „dotcomem” dostrzegają również domainerzy. – Uważam, że dla firm, które chcą zaznaczyć swój europejski charakter, domena .eu będzie lepsza od .com. W skali globalnej domen .eu jest znacznie mniej, dzięki czemu łatwiej jest o dobrą i krótką nazwę w tym rozszerzeniu – twierdzi Daniel Dryzek, inwestor działający w branży domenowej od ponad 10 lat.

Liczby nie kłamią

Domena .eu została utworzona w 2005 r. i udostępniona do publicznej rejestracji 7 kwietnia kolejnego roku. Miała wzięcie. Do sierpnia 2006 r. zajętych było już 2 miliony nazw z tą końcówką. Jednak najważniejszy test popularności .eu zdała po roku. 7 kwietnia 2007 r. zarejestrowanych było 2 590 160 „euroadresów” – jedynie o 15 000 mniej niż 5 kwietnia, co oznacza niemal stuprocentowy wskaźnik odnowień. Próba „junk dump” – odsiewu domen „śmieciowych”, zarejestrowanych z intencją szybkiego odsprzedania – wypadła bardzo pomyślnie. Obecnie .eu pod względem liczby rejestracji wyprzedza większość europejskich ccTLD. Ustępuje jedynie trzem: de, .uk i .nl. Jednocześnie kraje zarządzające tymi końcówkami są europejskimi liderami w segmencie .eu. Szczególnie Niemcy z wynikiem ponad 1,1 miliona zarejestrowanych nazw w tej domenie. Polska jest w tym zestawieniu tuż za Wielką Brytanią – zarejestrowaliśmy ok. 236 tys. adresów z rozszerzeniem Unii Europejskiej. Końcówka .eu odnotowuje też dynamiczny wzrost w krajach „nowej Unii”, jak Słowacja, Czechy, Słowenia czy Malta. Jak wynika z raportu EURid za pierwszy kwartał 2013, od stycznia do marca br. nasi południowo-wschodni sąsiedzi zarejestrowali o ponad 22 proc. więcej domen eu niż w analogicznym okresie poprzedniego roku. Dla Czech ten wskaźnik wynosi niemal 18 proc., dla Litwy ponad 20 proc., a dla Malty aż 27,5 proc.

Wyjście z Unii

A to nie koniec „postępów”. Obecnie eurodomena dostępna jest do rejestracji dla obywateli krajów członkowskich UE i organizacji mających swoją siedzibę na tym obszarze. Niebawem krąg „klientów” .eu się poszerzy. Prawo do rejestrowania nazw z unijną końcówką zyskają również obywatele Islandii, Norwegii i Liechtensteinu, krajów nienależących do Unii, ale stowarzyszonych z nią w ramach Europejskiej Organizacji Rozwoju Gospodarczego. Sprawa formalnie nie jest jeszcze przesądzona, ponieważ EURid, czeka na oficjalną decyzję Komisji Europejskiej w tej sprawie. Jednak Bruksela najpewniej da zielone światło rozszerzeniu „strefy .eu”. To niepozorny, lecz cenny nabytek dla branży. Choćby z tego względu, że Norwegowie czy Islandczycy do biednych nie należą – a to może mieć znaczenie dla rynku wtórnego w tym segmencie. Ponadto Norwegia i Islandia mają rekordowy wskaźnik „penetracji internetu” – należą do ścisłej światowej czołówki pod względem odsetka gospodarstw z dostępem do sieci szerokopasmowej. Dotarcie z ofertą .eu do „wikingów” może więc być łatwiejsze niż w przypadku odbiorców z innych krajów. Jeśli EURidowi uda się przekroczyć ze swoją ofertą granice Unii, logicznym krokiem byłoby poszerzenie rynku .eu o inne kraje, niepodlegające prawodawstwu Brukseli. – To realna możliwość. Nie wiemy, czy Unia Europejska przetrwa najbliższe 50 lat, a jeśli tak, to w jakim kształcie. Jednak w przyszłości .eu ma szansę stać się domeną niekoniecznie Unii Europejskiej, a po prostu Europy. Dlatego ta domena nie powinna raczej skończyć jak .su, końcówka przypisana Związkowi Radzieckiemu, choć ta ostatnia wciąż jest w użyciu mimo rozpadu ZSRR – prognozuje Dryzek.

Czekając na rekord

Mimo wielu korzystnych wskaźników, opisujących rozwój domeny .eu, jak na razie nie podbiła ona rynków wtórnych. Na liście 500 największych sprzedaży, dostępnej w serwisie Domaining.com, są tylko dwie nazwy z końcówkami .eu: hotels.eu, sprzedana w 2006 r. za 329 tys. dolarów, i shopping.eu, sprzedana w tym samym roku za 196 tys. dolarów. To słaby wynik. Znacznie lepiej radzą sobie niektóre domeny krajowe, szczególnie niemiecka .de. Tyle że końcówka .eu jest znacznie młodsza od swoich konkurentek, a rynek dojrzały i niełatwo wejść na niego przebojem. Dlatego na „rekordowe” transakcje zbliżone do wyników .com zapewne przyjdzie jeszcze poczekać. Co nie znaczy, że nie mają one szans się ziścić. Bo zarówno internauci, jak i inwestorzy zdają się wierzyć w „eurodomenę”, o czym świadczy choćby wysoki odsetek odnowień. Powody tej ufności mogą być co najmniej dwa. Po pierwsze, powodzenie „unijnej” domeny nie zależy od Brukseli. Dokooptowanie państw spoza UE do grupy dysponentów tej końcówki świadczy o tym, że ma ona potencjał na skalę europejską. Po drugie, perspektywa stworzenia wspólnej przestrzeni gospodarczej przez USA i UE, o której mówi się coraz głośniej, z pewnością wzmocni integralność europejskiej gospodarki. A to może wywindować wartość „eurodomeny”.

Przemysław Ćwik

Tagi: ,

Tutaj możesz komentować