Rynek domen

Biznes zaczyna się od domeny.


Verisign atakuje domainerów. „Niskie ceny domen służą spekulantom”

Verisign atakuje domainerów. „Niskie ceny domen służą spekulantom”

To frontalny atak na domaining. Verisign opublikował na swoim blogu wpis, w którym sugeruje, że likwidacja wtórnego rynku domen przełożyłaby się na oszczędności w wysokości miliarda dolarów rocznie dla klientów końcowych.

Rick Schwartz zareagował na tę publikację najostrzej, jak można. „Pier@#$cie się, Verisign. I przeproście!” – napisał „król domen” na swojej stronie. Powody do irytacją w środowisku domainerów są jak najbardziej poważne. Największy rejestr na świecie, zarządzający m.in. końcówkami.com i .net, zaatakował bez pardonu całą branżę.

W tytule opinii sygnowanej przez Jeannie McPherson, dyrektorkę ds. zarządzania produktem w Verisign, zamieszczonej w dziale blogowym Verisign, pada pytanie: „Ile zaoszczędziłyby przedsiębiorstwa i konsumenci, gdyby na ograniczeniu cen domen skorzystali bezpośrednio klienci końcowi?”. I tuż nad wpisem, kursywą, pojawia się odpowiedź: miliard dolarów rocznie. Na tyle Verisign wycenia wartość rynku wtórnego domen.

Rejestratorzy na rynku wtórnym

Inspiracją do poruszenia tematu przez rejestr było podpisanie nowej umowy z Departamentem Handlu USA (Cooperative Agreement). Dopuszcza ona podwyżkę cen hurtowych adresów .com po zatwierdzeniu jej przez Verisign. Musi ona jednak zostać wprowadzona w określonym trybie i nie może przekroczyć określonej wysokości. To jedyny tego typu przypadek na rynku, w którym ICANN nakłada odgórne ograniczenia na cenę końcówki. Przy czym ograniczenia te dotyczą jedynie rejestru, ale już nie rejestratorów. To jednak nie jest kwestią problematyczną, ponieważ ceny .com do niskiego poziomu sprowadza rynek. Problemem, zdaniem McPherson, jest to, że na niskich cenach korzystają inwestorzy lub, jak woli autorka, spekulanci.

Obecny limit cenowy ustalony został w 2012 r. i wynosi 7,85 dolara. Według McPherson, jego ustanowienie doprowadziło do gwałtownej ekspansji rynku wtórnego, który rozwija się kosztem klientów końcowych. Jako przykład podaje giełdę HugeDomains.com, należącą do firmy rejestracyjnej TurnCommerce. W jej ofercie znajdują się 4 miliony domen, z których żadna nie kosztuje poniżej 195 dolarów, a 90 proc. wystawionych jest z ceną powyżej 1 tys. USD. Średnia stawka wynosi 2,5 tys. dolarów za domenę, co stanowi kwotę wyższą o 30 tys. proc. od limitu ICANN. Kilka domen na stronie HugeDomains.com oferowanych jest za kwoty milionowe, np. Glossary.com, za którą sprzedający żąda 7,5 miliona dolarów.

Miliardy dolarów w kieszeniach „spekulantów”

McPherson zwraca uwagę, że registrarzy aktywnie działają na rynku wtórnym za pośrednictwem firm zależnych. Przykładowo, ze sprawozdania finansowego GoDaddy wynika, że gigant przeznaczył 100 milionów dolarów na rejestrację domen w celu ich odsprzedaży za kwoty kilkudziesięciokrotnie wyższe od hurtowej ceny. Firma działa na rynku wtórnym za pośrednictwem giełdy Afternic. Zgodnie z informacją podaną we wpisie, jeden z czołowych „spekulantów” notuje sprzedaże o wartości 500 milionów dolarów netto.

Przedstawicielka Verisign twierdzi, że handlowanie domenami oraz ich „magazynowanie” w celu stworzenia deficytu na rynku nie tworzy żadnej wartości dodanej, a jedynie pozwala stronom zaangażowanym w tę praktykę na wzbogacenie się kosztem klientów końcowych. Według szacunków rejestru obroty „spekulantów” tylko w segmencie .com sięgają miliarda dolarów rocznie. Wartość rynku wtórnego we wszystkich TLD może wynosić nawet od 2 do 3 miliardów dolarów rocznie. McPherson podsumowuje swój wywód następująco: „ponieważ rząd reguluje ceny domeny .com, powinniśmy sprawić, by limity przynosiły faktyczną korzyść klientom końcowym, zamiast miliardy dolarów spekulantom”.

Radykalna zmiana frontu

Na reakcję domainerów nie trzeba było długo czekać. Niektórzy odnieśli się do sprawy na spokojnie, inni – bez powściągliwości, jak Rick Schwartz. Morgan Linton w bardziej stonowanej wypowiedzi, zwrócił uwagę, że Verisign dotychczas wspierał społeczność domainerów, a przytoczony wpis oznacza zwrot o 180 stopni. Przedstawiciele koncernu – twierdzi Linton – byli obecni praktycznie na każdej poważnej konferencji organizowanej przez środowisko inwestorów. W dodatku Verisign zatrudnia na stanowisku doradcy Philipa Corwina, byłego głównego doradcę Internet Commerce Association, które McPherson określa mianem grupy lobbingowej branży domenowej. Linton zapowiedział też, że będzie starał się o „audiencję” u dyrektora Verisign, Jamesa Bidzosa, by wyjaśnić kwestię sporną podczas bezpośredniej rozmowy.

Wiele wskazuje na to, że Verisign po prostu odreagowuje frustracje związane z regulowaniem rynku .com przez władze USA. Rejestr chciałby uwolnienia cen domen, co pozwoliłoby mu przejąć znaczną część środków trafiających obecnie na rynek wtórny. Swoboda w kształtowaniu cen pozwoliłaby Verisign na podwyżki, co zmniejszyłoby liczbę inwestycji, które w nowych warunkach cenowych byłyby mniej opłacalne. Jednocześnie zwiększyłaby się dostępność nazw dla klientów końcowych, którzy w wielu przypadkach nie musieliby odkupować adresów .com, ale musieliby płacić wyższe niż obecnie kwoty za rejestrację i przedłużenie nazw.

Chodzi, oczywiście, o pieniądze

Reasumując: wszystko rozbija się o pieniądze. I to duże – jeśli opierać się na wyliczeniach podanych przez McPherson. W grę wchodzą setki milionów dolarów rocznie, które mógłby przejąć Verisign, gdyby zdołał zagrozić rynkowi wtórnemu. To wystarczająco duża suma, by nie przejmować się opinią inwestorów, a nawet narazić na szwank własną reputację w tym środowisku.

Post na blogu Verisign to prawdopodobnie początek większej rozgrywki. Wątpliwe, by tak poważny podmiot rzucał kontrowersyjne opinie na wiatr. Na razie operator .com powiedział swoje pierwsze zdanie. Zobaczymy, jak zabrzmi kolejne i w jaki sposób te opinie zostaną przekute w czyn.

Tagi: , , , , ,

Tutaj możesz komentować