Chiny chcą przejąć kontrolę nad internetem?
Niepokojące wieści z londyńskiej konferencji ICANN. Prestiżową rolę odegrały na niej Chiny, które w ostatnim czasie zwiększyły swoje zaangażowanie w prace nad zmianą modelu zarządzania siecią. Niestety chińskie projekty nie napawają optymizmem.
W zeszłym tygodniu w Londynie odbyła się pięćdziesiąta konferencja ICANN, poświęcona kwestii zarządzania internetem. Podczas ceremonii otwarcia przemówienie wygłosił Lu Wei, przewodniczący chińskiego Państwowego Biura Informacji Internetowej. Co ciekawe, to pierwszy przypadek, gdy mowę przewodnią wygłosił przedstawiciel kraju niebędącego gospodarzem tej imprezy. Przedstawiciel Państwa Środka wyraził poparcie dla omawianej w ostatnich miesiącach koncepcji zarządzania internetem opartej na uczestnictwie wielu „udziałowców” (multistakeholder).
Zaangażowanie Chin w tworzenie nowego modelu funkcjonowania sieci znacząco wzrosło w ostatnim czasie. Jego wyrazem jest m.in. decyzja prezydenta Xi Jinpinga o utworzeniu grupy roboczej poświęconej kwestiom informatyzacji i bezpieczeństwa internetu. Jak donoszą chińskie media, celem tej inicjatywy jest opracowanie nowych rozwiązań w zakresie zarządzania siecią, które opierałyby się na współpracy międzynarodowej i ograniczeniu władzy Stanów Zjednoczonych nad cyberprzestrzenią.
Serwis ChinaTopix.com twierdzi, że chiński rząd chciałby narzucić globalnej sieci te same „zasady przewodnie”, którymi kieruje się w zarządzaniu internetem w Chińskiej Republice Ludowej. Decydenci z Państwa Środka swoją koncepcję sieci www wyłożyli w tzw. „strategii podwójnej siódemki” (double seven strategy), która zawiera „siedem wytycznych” (seven baselines) i „siedem konsensusów” (seven consensuses). Owe wytyczne to:
– przestrzeganie krajowych praw i przepisów,
– poszanowanie systemu socjalistycznego,
– poszanowanie narodowych interesów,
– poszanowanie wynikających z prawa interesów obywateli,
– przestrzeganie zasad porządku publicznego,
– przestrzeganie zasad moralności,
– dbałość o wiarygodność informacji.
Z kolei siedem konsensusów zakłada, że internet powinien:
– funkcjonować z pożytkiem dla ludzkości,
– nieść pokój i bezpieczeństwo wszystkim krajom i nie być wykorzystywany do atakowania innych,
– służyć interesom państw rozwijających się,
– być wykorzystywany do obrony praw i interesów obywateli (nie może stać się siedliskiem aktywności przestępczej ani terroryzmu),
– funkcjonować w zgodzie ze standardami uprzejmości i przyzwoitości, i nie służyć do rozpowszechniania plotek ani popełniania oszustw,
– służyć do rozpowszechniania pozytywnej energii (sic!) i rozwoju światowej kultury,
– pomagać w zdrowym wychowaniu dzieci i młodzieży.
Teoretycznie główną intencją chińskich planistów jest odsunięcie od sterów internetu Stanów Zjednoczonych, które za pośrednictwem Departamentu Handlu mają pewien wpływ na poczynania ICANN. Kontrakt Korporacji Internetowej z amerykańskim „ministerstwem” wygasa w przyszłym roku, ale może zostać przedłużony. Walczy o to m.in. część kongresmenów zaniepokojonych wizją zwiększenia swojego wpływu na internet przez autorytarne reżimy. Choć afery wokół Wikileaks i Snowdena (i szereg innych kwestii) każą powątpiewać w rolę USA jako strażnika „wartości demokratycznych” i wolności słowa, to jednak dopuszczenie do internetowego „zarządu” przedstawicieli państw jawnie wrogich demokracji może budzić niepokój. Tym bardziej uzasadniony, że chińska „podwójna siódemka” zawiera punkty nie tylko stwarzające gigantyczne pole do nadużyć, ale wręcz ocierające się o absurd.
Być może zresztą amerykańskiemu establishmentowi odpowiada chińska koncepcja internetu poddanego ściślejszej kontroli, ale ze względu na rutynowo wygłaszane przez siebie slogany o wolności słowa nie mogą się pod nią oficjalnie podpisać.
Tagi: Chiny, double seven strategy, ICANN