Rynek domen

Biznes zaczyna się od domeny.


Jak cię widzą, tak cię piszą – o podstawach promocji nazw „na zewnątrz”

Jak cię widzą, tak cię piszą – o podstawach promocji nazw „na zewnątrz”

Praca z dobrą nazwą (bo z kiepską to nie bardzo 😉 – nie ma to sensu) w gruncie rzeczy sprowadza się do jak najpełniejszego wykorzystania jej atutów. Widać z tego, że mimo iż domena sama w sobie prezentuje wartość, w procesie nieumiejętnej „obróbki” może ją utracić. Kampania promocyjna, na której ostateczny kształt składa się wysiłek wielu podmiotów kreatywnych i doradczych, to „skomplikowany stwór”, który trafia do potencjalnych klientów na różnorakich nośnikach. Nieodpowiednie podejście drukarni, rozgłośni radiowej itp. może skutkować zamienieniem misternie szytej kampanii w coś okropnego (szczególnie, jeśli wiele zagadnień pozostanie bez nadzoru, lub ma być zrealizowane „po kosztach”). Również sama kampania może być zwykłą „zapchaj dziurą”, a projekty materiałów reklamowych pozostawiać wiele do życzenia (nieświadomemu klientowi z pewnością bardzo łatwo je wcisnąć). W artykule „Zarządzanie domenami – jak zminimalizować ryzyko wpadki” skupiłem się bardziej na technicznych kwestiach ochrony nazwy przed wygaśnięciem. Wspomniałem jedynie o starannym obchodzeniu się z zawartością strony, spójności przekazu itp. Dzisiaj chciałbym poruszyć również temat ochrony – tym razem będzie o podstawowych kwestiach ochrony przed partaczami (a może być nim każdy z nas ;-)).

Jak już wspomniałem, nieumiejętne lub co gorsza niestaranne wprowadzenie domeny do „obiegu”, a więc przeprowadzenie nieprzemyślanej kampanii lub kampanii zaprojektowanej zgodnie ze sztuką, ale z użyciem mizernych materiałów, z pewnością da efekt odwrotny od zamierzonego (łatwo przekonać się o tym czytając komentarze np. pod tym filmem; BTW: plusem konceptu był fakt, że „gadali” ;-)). Takie działania nie przysporzą naszej marce pozytywnych skojarzeń, a doświadczenia klienta będą złe. Ponieważ opracowywanie dobrej strategii to temat na książkę, na potrzeby artykułu skupię się jedynie na kwestii dotyczącej materiałów promocyjnych, zakładając, że dysponujemy wzorowym planem działań.

Pierwsza rzecz: chronologia. Nie możemy o niej zapomnieć. Wszyscy „w gorącej wodzie kąpani” powinni więc mieć się na baczności. Choć w artykule zakładam, iż upragnioną domenę już mamy, zdarzają się przypadki – szczególnie w mniejszych firmach, gdzie za cały koncept kampanii odpowiada np. właściciel – że materiały promocyjne przygotowywane są PRZED przejęciem lub rejestracją domeny! Tak, to możliwe :-). W skrócie wygląda to prawdopodobnie w ten sposób, że osoba odpowiedzialna za działania sprawdza, czy upatrzona domena jest wolna, a jeśli tak, to zleca przygotowanie ulotek i banerów, a samą rejestrację – zakładając zapewne, że nikt jej nie ubiegnie – zostawia sobie na sam koniec! Z taką sytuacją miałem najprawdopodobniej do czynienia dobre kilka lat temu (a więc w czasach, kiedy wiele dobrych nazw było jeszcze wolnych). Po zarejestrowaniu na własny, prywatny użytek pewnej nazwy NA DRUGI DZIEŃ otrzymałem ofertę jej zakupu. Ostatecznie zrezygnowałem z planów, a domena trafiła do podmiotu, który – z tego co widzę – posługuje się nią do dziś. Obecnie, kiedy nazwy słownikowe można znaleźć głównie na rynku wtórnym, podobne, beztroskie myślenie dotyczy zapewne domen wystawionych na sprzedaż w opcji „Złóż ofertę”. Nie liczmy jednak na to, iż dobrą, komercyjną nazwę uda się przejąć za kilkaset złotych albo że nikt nas nie ubiegnie…

Mając w naszej dyspozycji nazwę i plan kampanii należy przystąpić do produkcji materiałów promocyjnych. Jeżeli materiały opracowywaliśmy sami (przeważnie małe firmy; własne projekty logo, ulotek itp.) warto je zrewidować przed oddaniem na produkcję. Poniżej przygotowałem zestaw kwestii godnych uwagi. Dużym firmom, zlecającym kompleksowe kampanie profesjonalnym agencjom, które dysponują nierzadko własną drukarnią, przeważnie obce są omawiane zagadnienia. Mikroprzedsiębiorcy muszą sami zmierzyć się z wieloma trudnościami – od etapu analizy, poprzez planowanie, wdrażanie i kontrolę (także „extra” propozycji materiałów od małych, lokalnych „agencji”). Niezależnie jednak od wielkości podmiotu podstawowa wiedza tematyczna zawsze się przyda. Chociażby po to, aby nie dać sobie „wcisnąć kitu”.

Kolorystyka – kolory użyte w materiałach powinny korespondować z produktem lub usługą. Jaskrawe barwy nie są wskazane, chyba, że charakter produktu tego wymaga (świeżość, dynamizm). Kolor użytej czcionki winien odróżniać się od koloru tła (kontrast), aby zapobiec zlewaniu się i niewidoczności napisów (w tym i nazwy domeny!).

Krój i wielkość czcionki – czcionka nie powinna być skomplikowana – im bardziej zagmatwana, tym trudniej się ją czyta. Wielkość powinna być dostosowana do tego jak i w jakich okolicznościach potencjalny klient zaznajamia się z treścią medium. Ogólnie rzecz biorąc im mniej wysiłku kosztuje czytanie, tym lepiej. W natłoku bombardujących z każdej strony treści przewagę konkurencyjną możemy starać się zdobyć i tutaj.

Dobra końcówka domeny – czasami zdarza się, że w materiałach pomylona zostanie końcówka domeny. Wtedy cała niemalże kampania traci sens. Do błędu dochodzi przeważnie na etapie projektowania, skąd – niezauważony – przechodzi na produkcję. „Wredność” takiego chochlika polega głównie na tym, że nikomu nawet nie przyjdzie do głowy, że ew. błędu należy szukać w tym właśnie miejscu… Na tego typu potknięcia uważajmy szczególnie przy domenach innych niż .pl (naturalna tendencja Polaków do zestawiania nazwy z tą końcówką).

Dobra nazwa domeny – geneza błędu jest podobna jak w przypadku wstawienia do materiałów złej końcówki. Zapobiec mu można w taki sam sposób – przed oddaniem projektu na produkcję należy raz jeszcze upewnić się, że nazwa wpisana jest bezbłędnie (dotyczy to zresztą wszystkich tekstów na materiałach). Na tego chochlika należy szczególnie uważać promując nazwy z myślnikami i wszelkimi przed- i przyrostkami – jeśli popełnimy choć najmniejszą literówkę to z promocji nawet najlepszej domeny nici.

Polskie znaki w nazwie – decydując się na materiały pisane należy w mojej ocenie postawić na wersję non-IDN (bez polskich znaków). Gdy planujemy kampanię radiową – odwrotnie – do promocji należy użyć wersji z ogonkami. Błędem jest jednak promowanie IDNa bez posiadania jego „uboższej” wersji (tj. non-IDN). Mimo że potencjalni klienci usłyszą w radiu nazwę z „ą” lub „ę”, w przeglądarce wpiszą przeważnie „a” lub „e” – w ten sposób „popsuć” możemy nawet najlepszą nazwę i za darmo napędzimy ruch konkurencji.

Jeżeli jednak nie udało nam się zapobiec błędowi w materiałach promocyjnych, a wszystko „wyszło” dopiero po ich odebraniu, nie pozostaje nam nic innego jak z nich NIE korzystać. Podobnie jest w przypadku kiedy element ulotki, baneru i in. w tzw. międzyczasie uległ zmianie. Wszelkie zaklejanie nieaktualnych danych (ulotki – przed emisją, ale po druku), zasłanianie płachtami, zamalowywanie farbą (banery – niechęć do inwestowania w nowe) nie wygląda profesjonalnie. A jak Cię widzą, tak Cię piszą…

Piotr Jankowski

Tagi:

Komentarz ( 1 )

Czym możesz się podzielić?

  1. Bartosz 2 maja 2017 Odpowiedz

    Artykuł napisany by zapchac treścią- nie ma tutaj niczego czego można spodziewać się po tytule czy przydługim wstępie. Nie spodziewałem się końca po omówieniu kolorów i kroju czcionki. A tekst „wygląda to prawdopodobnie w ten sposób” mnie rozbawił do łez – sugeruję nie wróżyć a pisać fakty jakie się zna Panie ekspercie.

Tutaj możesz komentować