Kolejny milion był blisko. Cover.com sprzedana za 825 tys. USD
„Nie powinieneś nigdy wydawać 825 tys. na domenę” – przekonuje Karn Saroya, twórca marki Cover. I wyjaśnia, dlaczego jest zadowolony, że to zrobił.
Transakcja nie jest „świeża”. Doszło do niej w zeszłym roku, ale dopiero niedawno Saroya ujawnił jej szczegóły we wpisie na łamach serwisu EntrepreneursHandbook.co. Zaczyna się jak w thrillerze. Szef Cover pisze o niespodziewanym telefonie z wiadomością o następującej treści: „jeśli chcesz załatwić sprawę, musisz przelać 825 tys. dolarów na ten rachunek Escrow i musisz zrobić to dzisiaj”.
Cover, startup z branży ubezpieczeniowej, był po serii A finansowania i miał na koncie odpowiednią ilość środków, ale suma żądana przez inwestora i tak obciążała budżet firmy do granic wytrzymałości. Mimo to Saroya, po naradzie ze wspólnikami, zdecydował się ponieść wydatek. Teraz twierdzi, że była to dobra decyzja – nawet jeśli nie zaleca innym podążać ślepo w jego ślady.
Choć ostatni krok został wykonany pod presją czasu, to decyzja o rebrandingu była gruntownie przemyślana. „Cover” to jeden z najlepszych keywordów w branży insurtech, czyli technologii ubezpieczeniowych. Jak twierdzi Saroya, termin jest eksploatowany w różnych kombinacjach i wariantach przez całą masę firm o podobnym profilu. Zakup tej nazwy w wersji „czystej” i w rozszerzeniu .com nie mógł być więc złą decyzją. Jednak w żywotnym interesie firmy było wynegocjowanie odpowiedniej stawki.
Adres należał wówczas do firmy specjalizującej się w inwestowaniu w topowe nazwy generyczne. Saroya wiedział, że jego przejęcie nie będzie łatwe. Zaczął od konsultacji z brokerami. Większość z nich wyceniała domenę na kwotę w przedziale 1,5–2 milionów dolarów. Do tej sumy należało doliczyć prowizję w wysokości ok. 10 proc. Saroya stwierdził, że to przesada i zwrócił się z prośbą o pomoc do swoich inwestorów, którzy skontaktowali przedsiębiorcę ze sprawdzoną firmą brokerską.
Z początku Saroya zaoferował 250 tys. dolarów, ale… został wyśmiany. Kontroferta była sześciokrotnie wyższa. W toku negocjacji stawkę udało się „zbić” do miliona dolarów, ale dla Cover to wciąż było za dużo.
Eksperci dokonali sprytnego posunięcia w celu uzyskania lepszej pozycji negocjacyjnej. Zlecili zakup innemu brokerowi, aby zatrzeć wszelkie ślady prowadzące do pierwotnego zleceniodawcy. Dzięki temu byli w stanie uzyskać korzystniejszą cenę. Z początku Saroya zaoferował 250 tys. dolarów, ale… został wyśmiany. Kontroferta była sześciokrotnie wyższa. W toku negocjacji stawkę udało się „zbić” do miliona dolarów, ale dla Cover to wciąż było za dużo. Po dłuższym okresie milczenia kontrahent odezwał się, wyrażając zgodę na 750 tys. dolarów plus 75 tys. dolarów prowizji dla brokerów.
Teraz Cover – a właściwie Cover.com – jest już po serii B finansowania i dynamicznie rozwija działalność. Jak twierdzi Saroya, każdy kolejny tydzień jeszcze bardziej utwierdza twórców firmy w przekonaniu, że zakup się opłacał. Firma działa w branży, w której kluczową rolę odgrywa zaufanie klienta. Posiadanie najlepszego możliwego brandu w obszarze insurtech znacząco wzmacnia jej rynkową pozycję i przekłada się na wzrosty sprzedaży.
Twórcy Cover nie mają wątpliwości, że w ich przypadku wydatek miał sens. Jednocześnie Saroya postrzega sytuację swojej firmy jako unikalną i nie zachęca innych przedsiębiorców do analogicznych posunięć. W każdym przypadku tego typu decyzja powinna być oparta na gruntownej analizie branży, kondycji firmy i jej biznesowych perspektyw, a także wartości samej domeny.
Tagi: Cover, Cover.com, insurtech, Karn Saroya, rebranding, ubezpieczenia
Komentarz ( 1 )
Czym możesz się podzielić?