Co jest największym problemem branży domen?
Branża domen jest pełna sprzecznych interesów i kontrowersji. Co jest jej największą bolączką i największym wyzwaniem? Oto, co sądzą na ten temat inwestorzy.
Co jest największym problemem branży domen? Takie pytanie na blogu TheDomains postawił Raymond Hackney. Sam powstrzymał się od odpowiedzi, ale zachęcił do niej czytelników – w większości domainerów – w komentarzach pod wpisem. Notka wywołała liczne reakcje, które dają spory wgląd w to, z czym zmaga się obecnie domaining.
Pierwsze słowa krytyki padają pod adresem ICANN, czyli instytucji zarządzającej systemem DNS. Znany inwestor, George Kirikos, krytykuje amerykańskiego molocha za „nieustanne podejmowanie złych decyzji strategicznych” i tworzenie przepisów, których nie respektuje wielu abonentów. Kirikos używa również terminu „apatia” na określenie kondycji ICANN, sugerując że instytucję tę cechuje duża inercja – to zarzut, który często pada w odniesieniu do Korporacji Internetowej, piętnowanej również za przebiurokratyzowanie.
Kolejny dyskutant zwraca uwagę na problem postrzegania domainerów jako cybersquatterów. Skutkuje to rosnącą liczbą sporów arbitrażowych, najczęściej w trybie UDRP. Komentujący celnie zauważa, że przedsiębiorcy, którzy lokują kapitał w nieruchomościach fizycznych uważani są za inwestorów, podczas gdy domainerzy, lokujący środki w „nieruchomościach” wirtualnych uchodzą za spekulantów. „Możliwe, że jednym z największych problemów domainingu jest to, w jaki sposób jest postrzegany przez osoby spoza tej branży” – konkluduje autor opinii.
Ciekawy argument pojawia się w odpowiedzi na to stwierdzenie. Osoba podpisana jako Tommy Butler zwraca uwagę, że squatter jest kimś, kto nielegalnie zajmuje jakieś dobro (zwykle lokal lub działkę), niepłacąc za nie. Tymczasem domainerzy ponoszą wysokie koszty rejestracji, a następnie utrzymywania adresów – często przez wiele lat.
Z kolei Surya stwierdza, że największym problemem domainingu jest niedocenianie wartości i potęgi adresów internetowych przez biznes. Przedsiębiorstwa tworzą marki, ale nie zabezpieczają swoich nazw w najważniejszych wariantach domenowych, często wychodząc z założenia, że jest to zbędny środek zapobiegawczy. Surya zwraca uwagę, że spora część domen nie należy do klientów końcowych, ale do domainerów, którzy próbują zainteresować klientów końcowych swoimi aktywami.
Lrexor w krótkim komentarzu oznajmia, że główny problem domainingu to brak odpowiednich kanałów do sprzedaży adresów dzięki ich odpowiedniej ekspozycji. Taka sytuacja utrudnia dotarcie do klientów końcowych.
Głos zabiera nawet „król domen” Rick Schwartz, który we właściwym sobie, apodyktycznym tonie stwierdza, że największym problemem branży są „PRZEDE WSZYSTKIM” „nieetyczni domainerzy i ich pomagierzy”. „Największe wyzwanie dla branży pochodzi z jej wnętrza” – stwierdza Schwartz. „Kłamcy, oszuści, złodzieje, naruszacze praw własności i ICH KUMPLE” – to największe problemy domainingu, zdaniem „króla” tego biznesu.
Bardziej zdawkowy i precyzyjny jest głos STRIKERa, który stwierdza, że główny problem leży w podstawionych osobach podbijających ceny na aukcjach i serwisach, które pozwalają na taką praktykę.
Kolejne głosy wskazują m.in. na nadmierną liczbę końcówek wprowadzonych na rynek czy nietrafność wycen dokonywanych przez automatyczne wyceniarki w rodzaju Estibot.
Pozostaje zapytać, jak wygląda sytuacja na rynku lokalnym i jaka jest największa bolączka polskiego domainingu? Oczywiście, oprócz wysokich cen przedłużeń. Czekamy na wasze opinie 🙂
Tagi: arbitraże, cybersquatting, Estibot, George Kirikos, ICANN, problemy domainingu, Rick Schwartz, UDRP, wyceniarki
Komentarz ( 1 )
Czym możesz się podzielić?