Rynek domen

Biznes zaczyna się od domeny.


Internet nie należy już do USA

Internet nie należy już do USA

Z dniem 1 października wygasł kontrakt amerykańskiego rządu z ICANN. Korporacja Internetowa przeszła pod nadzór międzynarodowej społeczności. Jest się czego bać?

Kevin Murphy z serwisu DomainIncite.com popełnił coś, co w języku podwórkowym określa się mianem „beki”. W tekście zatytułowanym „Obama formally hands internet over to UN”, czyli „Obama oficjalnie przekazuje internet ONZ”, wykpił całą listę strachów rozniecanych przez przeciwników przekazania funkcji IANA organizacji ICANN, znajdującej się pod nadzorem międzynarodowego grona „interesariuszy”. Warto przeczytać tę satyrę w całości, bo świetnie punktuje irracjonalność paniki, jaka zapanowała w szeregach części republikańskiego establishmentu i części – głównie amerykańskiego – społeczeństwa.

O tych obawach pisaliśmy w zeszłym miesiącu, w kontekście prób zablokowania „globalizacji ICANN” przez republikańskich senatorów.   Najpopularniejszym, obiegowym argumentem przeciwko rezygnacji rządu USA z wyłącznego nadzoru nad Korporacją Internetową była możliwość „przejęcia internetu” przez reżimy autorytarne w rodzaju Chin, Iranu czy Rosji i narzucenia przez nie swojej wizji cyberprzestrzeni. Oczywiście do niczego takiego nie doszło – i raczej nie tylko dlatego, że od wygaśnięcia kontraktu ICANN z NTIA, Krajową Administracją Telekomunikacji i Informacji, podlegającą Departamentowi Handlu Stanów Zjednoczonych (DoC), upłynęło dopiero kilka dni.

Powód jest zupełnie inny. Transfer funkcji IANA dotyczy przekazania kontroli nad systemem DNS w ręce samej ICANN – a nie podmiotów zewnętrznych. ICANN jest ciałem, na działania którego wpływ ma szeroka gama podmiotów: przede wszystkim ekspertów z dziedziny technologii, a także przedstawicieli biznesu i rządów. Ale pojedyncze rządy nie są najbardziej wpływowymi „aktorami” w tym towarzystwie. Trudno wyobrazić sobie, by przedstawiciel władz Chińskiej Republiki Ludowej w sojuszu z reprezentantem irańskich fundamentalistów muzułmańskich zdołał przeforsować cenzurę witryn – czyli likwidację nazw domen, bo ingerowania w zawartość serwisów funkcje IANA nie umożliwiają – zamieszczających np. treści dla dorosłych. Albo tematy politycznie niepoprawne. Ten ostatni wariant jest zresztą o tyle nieprawdopodobny, że polityczna niepoprawność jest zupełnie inaczej postrzegana w różnych częściach globu. Dodajmy też, że władze Chin czy Iranu jak dotychczas nie miały problemu z cenzurowaniem cyfrowych treści i ograniczaniem swoim obywatelom dostępu do zachodnich źródeł informacji.

Transfer funkcji IANA nie jest świeżym tematem. Był planowany od 18 lat. Na jego istotne następstwa – o ile do takich dojdzie – trzeba będzie poczekać, może nawet dosyć długo. Tymczasem powody do obaw związanych z „globalizacją internetu” są mocno przesadzone.

Tagi: , , , ,

Komentarze ( 2 )

Czym możesz się podzielić?