Rynek domen

Biznes zaczyna się od domeny.


Tak się zarabia na domenach! (Kilka uwag o pomnażaniu wartości nazw)

Tak się zarabia na domenach! (Kilka uwag o pomnażaniu wartości nazw)

Mówiąc o sprzedażach domenowych, często myślimy w kategorii stawek, rzadziej w kategorii zwrotu z inwestycji. A przecież ROI robi czasem nie mniejsze wrażenie niż najwyższe transakcje.

Znany inwestor i przedsiębiorca Michael Mann sprzedał trzywyrazową domenę za 40 tys. dolarów. Kwota z pewnością byłaby imponująca, gdyby dotyczyła domeny .pl, ale w przypadku dotcomu – to tylko dobry wynik. Każdego tygodnia adresy zmieniają przecież właścicieli za wyższe ceny. W tym przypadku znany jest jednak nie tylko adres – MakeSomeNoise.com – i kwota transakcji, ale również czas oczekiwania na sprzedaż od momentu zakupu, a także ROI (return on investment), czyli zwrot z inwestycji. A jest on niebagatelny, bo wynosi aż 4 tys. proc. Mike Mann kupił nazwę za tysiąc dolarów i sprzedał ją z czterdziestokrotnym przebiciem! Co istotne, tak wysoką stopę zwrotu osiągnął już po dwóch latach oczekiwania na klienta.

Jak to się stało, że w tak krótkim okresie domena tak znacząco zyskała na wartości? 28 maja sieć luksusowych sklepów Neiman Marcus zarejestrowała w sądzie slogan „Make some Noise” jako znak towarowy. To hasło, pod którym firma kilka miesięcy temu uruchomiła kampanię reklamową. „Make some noise”, czyli „zróbcie hałas”, to chwytliwe sformułowanie, które można skojarzyć m.in. z piosenkami Beastie Boys czy Miley Cyrus. Samo w sobie stanowi więc ciekawą nazwę, w połączeniu z końcówką .com wartą zapewne co najmniej kwotę, jaką Mann zapłacił za nią dwa lata temu. Jednak dopiero wykorzystanie tego sloganu w kampanii reklamowej dużej firmy sprawiło, że wartość adresu poszybowała o 4 tys. proc.

Mann nie mógł przewidzieć, że adres zyska na wartości tak znacząco w tak krótkim czasie. Jednak jako doświadczony inwestor wiedział, że dobre nazwy prędzej czy później znajdą swoich admiratorów, którzy będą skłonni wyłożyć za nie kwoty znacznie wyższe niż koszt zakupu domeny przez inwestora. Kluczem do sukcesu w tej sytuacji oprócz dobrego wyboru było cierpliwe oczekiwanie.

Jakie wnioski wypływają z powyższego przypadku?

1. Warto inwestować na rynku D2D
Obecnie dobre domeny są dostępne niemal wyłącznie na rynku wtórnym. Oznacza to, że koszty inwestycji w ostatnich latach znacząco wzrosły. Jednak wraz z nimi wzrosła również wartość adresów. Zmienił się bowiem rynek klienta końcowego. Finalni kontrahenci domainerów lepiej zdają sobie sprawę z wartości adresów internetowych niż kilka lat temu, dlatego są skłonni płacić za nie większe kwoty. Co prawda rynek polski nie jest jeszcze równie dojrzały, jak rynek amerykański czy niektóre inne rynki zagraniczne, ale paradoksalnie stanowi to jego zaletę. Dzięki temu bowiem sporo dobrych domen wciąż jest dostępnych na rynku wtórnym za stosunkowo niewielkie kwoty. Wielu domainerów próbuje pozbyć się nazw z nastawieniem na szybki zysk, zamiast przyjąć podejście strategiczne i długofalowe. Z kolei inwestorzy, którzy dysponują większym kapitałem i podchodzą w sposób bardziej planowy i rozważny do inwestycji na rynku adresowym, wiedzą, że lepiej pozyskać naprawdę dobrą nazwę za wyższą kwotę, niż kupować średnią domenę za kilkadziesiąt złotych lub zdobywać ją za cenę rejestracji. Doskonałym przykładem takiego dojrzałego podejścia do domainingu jest inwestycja Michaela Manna.

2. Warto być cierpliwym
Wielu początkujących inwestorów narzeka na niskie stawki, zrzędliwych klientów i konieczność długiego oczekiwania na sprzedaż. Te niedogodności są jednak wliczone w koszta domainingu. Tylko mając świadomość podobnych trudności i gotowość do stawienia im czoła, można osiągnąć sukces na gruncie tej branży e-biznesu. Domaining nie jest zajęciem dla niecierpliwych. Wymaga nie tylko zdolności długotrwałego oczekiwania, ale również „odpierania pokus” w postaci ofert z niesatysfakcjonującymi stawkami. To męczące zajęcie, jednak gdy w końcu nadchodzi „czas żniw”, zyski często przekraczają najśmielsze oczekiwania, a stopa zwrotu osiąga wartości, o których mogą pomarzyć ci, którzy odkładają gotówkę na rachunkach oszczędnościowych lub próbują pomnożyć kapitał za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych.

3. Liczy się wyczucie
Mann nabył domenę, która jest ciekawą frazą, ale w momencie zakupu nie posiadała wartości, której nabyła wskutek późniejszych okoliczności. Adresy www często zyskują na wartości w związku z działaniami biznesowymi niezależnymi od domainera, często wynikającymi z ekspansji firm lub kampanii reklamowych. Jednak fakt, że fraza, która wpadła w oko Mannowi, została wykorzystana niedługo później w kampanii dużej firmy świadczy o wyczuciu biznesowym i językowym (lub – szerzej – kulturowym) inwestora, który potrafił dostrzec potencjał nazwy. Tego typu wyczucie jest niezwykle istotne dla skutecznych inwestycji. Adresy internetowe to „towar” przede wszystkim marketingowy, (nomen omen) adresowany  do szerokiej grupy odbiorców. By dokonać dobrego wyboru, kupując domenę, potrzebna jest zarówno znajomość specyfiki branży, do której odnosi się nazwa, jak i wyczucie językowej atrakcyjności danej frazy czy pojęcia, która sprawia, że adres będzie chwytliwy i zainteresuje nabywcę.

Tagi: , , , ,

Komentarze ( 2 )

Czym możesz się podzielić?

  1. Hugh 5 sierpnia 2014 Odpowiedz

    Siedząc w rynku domen już długo cały czas jednak uważam, że tego typu frazy, chociażby w końcówce .pl, znajdują się w portfolio wielu osób, jednak sprzedaż jest i tak łutem szczęścia, przypadkiem, w dodatku musimy jeszcze natrafić na właściwą osobę, która rozumie, iż na dobry adres warto wydać spore pieniądze. Make Some Noise jest to fraza przeciętna i z pewnością powiedziałbym, że warta 2000 USD a le nie 40 000 USD! Dla mnie to czysty przypadek. Przypomina mi to w Polsce przypadek sprzedania domeny jula.pl, bo firma o tej nazwie weszła do Polski.

    • Przemysław Ćwik Przemysław Ćwik 5 sierpnia 2014 Odpowiedz

      Moim zdaniem make some noise to mniejszy „przypadek” niż Jula.pl. Dlatego, że jula to konkretne sparowanie (forma imienia – konkretna firma), a make some noise to fraza raczej chwytliwa i popularna, która prędzej czy później zostałaby wykorzystana w głośniejszej kampanii reklamowej. Copywriterzy czują język, dlatego warto mieć takie domeny (sloganowo-brandowe). Istotną rolę odgrywa też skala rynku nie tylko amerykańskiego, ale anglojęzycznego. Rynek polski jest nieporównywalnie mniejszy, stąd u nas podobne sprzedaże faktycznie w większym stopniu zależą od szczęścia, a nie tylko cierpliwości.

Tutaj możesz komentować