Rynek domen

Biznes zaczyna się od domeny.


Słowa i frazy, których nie należy używać w ofertach domenowych

Słowa i frazy, których nie należy używać w ofertach domenowych

W ofertach kupna domen często pojawiają się sformułowania, które zamykają klientowi drogę do zdobycia adresu. Na rynku polskim i światowym działają pod tym względem podobne mechanizmy. Jakich „chwytów retorycznych” lepiej unikać?

Próba zakupu domeny „na studenta” to nie polski wynalazek. W ten sposób domainerów próbują nabierać również klienci na rynkach zagranicznych. Świadczy o tym m.in. wpis zamieszczony przez George’a Kirikosa na forum domenowym NamePros.com. Inwestor opublikował w nim zestawienie wyrazów i sformułowań, których używanie odradza osobom składającym oferty kupna domeny. Z prostego powodu: wymienione „keywordy” nastrajają inwestora sceptycznie do oferenta i zmniejszają szansę na przeprowadzenie transakcji – lub nawet podjęcie dialogu.

zakazaneslowa

Na pierwszym miejscu listy znajduje się wyraz „student”, co nie budzi szczególnego zaskoczenia. Próba obniżenia ceny wartościowego adresu za pomocą niewyszukanej manipulacji związanej z podszywaniem się pod ubogiego studenta to właściwie standard w ofertach domenowych. W Polsce tego typu zabiegi były szczególnie popularne w ubiegłej dekadzie, zanim rynek domen wszedł w fazę dojrzałą. Obecnie takie zagrania wypadają wyjątkowo naiwnie, ale wciąż się zdarzają. Na rynku światowym najwyraźniej ich nie brakuje.

Innym odradzanym przez Kirikosa terminem jest określenie „non-profit”, sugerujące, że adres przeznaczony jest pod szlachetne przedsięwzięcie, dlatego domainer powinien rozstać się z nim za symboliczną sumkę. Mało któremu z inwestorów chce się podejmować dialog w takiej sytuacji. Również określenie „reasonable”, czyli rozsądny – szczególnie w odniesieniu do ceny – nie budzi entuzjazmu. Klient posiłkujący się takim pojęciem chce zapewne zasugerować, że domena to tylko słowo, więc nie powinno się za nie żądać aż kilkuset dolarów.

Również występowanie w charakterze brokera („I’m a broker”, „we have a client”) lub „poważnego klienta” („I’m a serious buyer”) to nie najlepszy pomysł. Po pierwsze dlatego, że takie sformułowania mogą sugerować posiadanie sporego zapasu gotówki. Po drugie dlatego, że brzmią nieprofesjonalnie, pretensjonalnie i mogą zwiastować raczej trudny kontakt niż duży zysk.

Komentujący post Kirikosa Raymond Hackney uzupełnił listę przedmówcy o wyraz „scumbag” (kanalia). Za jego pomocą zwykle również nie udaje się przekonać domainera do odsprzedania nazwy.

Tagi: , , , , ,

Komentarze ( 4 )

Czym możesz się podzielić?