Rynek domen

Biznes zaczyna się od domeny.


4 mity na temat domainingu

4 mity na temat domainingu

Domainingiem może parać się każdy – i każdy może na nim zarobić. Przynajmniej teoretycznie. W praktyce bowiem do skutecznego inwestowania w domeny potrzebny jest bagaż wiedzy i doświadczenia. Na dobry początek warto pozbyć się kilku mylnych przekonań na temat tej dziedziny e-biznesu.

1. Domaining nie wymaga żadnej wiedzy

Domaining to z pozoru mało skomplikowane zajęcie. Tak jak dowolny handel, opiera się ono na prostym mechanizmie: kupić taniej, sprzedać drożej. Mimo technicznej prostoty inwestycje w domeny wymagają jednak sporej wiedzy – ogólnej, biznesowej, a także zasobu informacji z zakresu samego domainingu. Wiedza ogólna pomaga w tworzeniu i rejestrowaniu wartościowych nazw. Znajomość biznesu pomaga w monetyzacji domen, zaś informacje z zakresu samej tematyki domenowej niezbędne są do tego, by wiedzieć, w jakiego typu nazwy i końcówki opłaca się inwestować, z jakiego typu usług dodatkowych można i warto korzystać, gdzie i jak sprzedawać oraz pozyskiwać domeny, jak prezentuje się oferta rozmaitych firm z domenowej branży, gdzie czają się pułapki na abonentów i inwestorów itp. Zestaw zagadnień, których znajomością powinien wykazać się domainer, jest zatem bardzo szeroki. Podobnie jak w innych dziedzinach działalności gospodarczej, również w przypadku domainingu najcenniejszym źródłem wiedzy jest doświadczenie. Warto je podeprzeć lekturą prasy i źródeł branżowych, takich jak serwis RynekDomen.pl czy forum domainerów DI.pl.

2. Wszystkie wartościowe domeny są zajęte

To chyba jeden z największych mitów na temat domainingu. Być może zresztą takie plotki rozsiewają sami domainerzy, którzy chcą zniechęcić potencjalnych konkurentów :). To oczywiście nieprawda, choć nie jest to sąd zupełnie nieuzasadniony. Faktem jest, że większość dobrych, generycznych nazw w największych rozszerzeniach domenowych jest od dawna zarejestrowanych. Mimo to przekonanie o całkowitej niedostępności cennych adresów jest fałszywe z co najmniej czterech powodów:
1. Poza nazwami generycznymi istnieje ogromna ilość niesłownikowych nazw brandowych, wciąż dostępnych do rejestracji.
2. Na rynek nieustannie wchodzą nowe technologie, a wraz z nimi pojawiają się nowe pojęcia, oferujące szerokie możliwości inwestycji o wysokiej stopie zwrotu.
3. Nowe możliwości inwestowania w domeny wiążą się również z programem nTLD i dostępnością nowych końcówek.
4. Część zarejestrowanych nazw generycznych nie jest przedłużanych. Wracają one do puli ogólnej i stają się dostępne do rejestracji. Wiele z nich można dodać do przechwycenia, korzystając z usług wyspecjalizowanych serwisów, np. Aftermarket.pl, lub założyć na nie opcje.

3. Domaining wymaga ogromnych nakładów finansowych na odnowienia nazw

Stawki przedłużeń nazw narzucane przez NASK, operatora domeny .pl, są bardzo wysokie w porównaniu z większością innych europejskich ccTLD, szczególnie przy uwzględnieniu siły nabywczej Polaków. 40 zł płaci rejestrowi firma rejestracyjna, u której abonent kupuje nazwę. Najwięksi gracze rynku .pl „dokładają” do ceny NASK bardzo wysokie marże, w wysokości nawet 60 zł. W efekcie długofalowe inwestycje domenowe mogą wydawać się bardzo drogie. To nie do końca prawda. Po pierwsze na rynku działają firmy, które oferują znacznie niższe ceny przedłużeń. Po drugie, niektóre firmy uzależniają wysokość stawek od liczby utrzymywanych domen – tak robi np. serwis Aftermarket.pl, który stosuje niższą taryfę dla abonentów utrzymujących u tego rejestratora więcej adresów www. W końcu po trzecie i najważniejsze: w domainingu liczy się jakość, a nie ilość. Jeśli dbamy o to, by do naszego portfela trafiały adresy dobrej jakości, zamiast „prewencyjnie” rejestrować nazwy, które „a nuż” się sprzedadzą – nie powinniśmy mieć problemu z utrzymaniem swojego dobytku. Do pokrycia kosztu przedłużeń kilkudziesięciu adresów może wystarczyć jedna transakcja średniej wielkości. Zatem dwie tego typu sprzedaże w ciągu roku oznaczają już realny zysk dla domainera.

4. Tworzenie serwisów jest lepsze od „czystego” domainingu

Serwisy warto budować – co do tego nie ma wątpliwości. To również świetny sposób na rozwój najlepszych domen w swoim portfolio. Tyle tylko że przekonywanie o wyższości rozwijania serwisów nad handlem domenami ma takie samo uzasadnienie jak opinia o wyższości działania w branży ubezpieczeniowej lub gry na giełdzie nad domainingiem. To po prostu odmienne dziedziny biznesu. Obie mają swoje plusy i minusy, które zależą od szeregu czynników. Tworzenie serwisów internetowych – w odróżnieniu od minisite’ów – to poważne przedsięwzięcie, angażujące pieniądze, czas, a także wymagające najczęściej pracy zespołowej. Domaining natomiast to typowy zawód „solistów”, w którym nakłady inwestycyjne mogą być niewielkie, a zwroty bardzo wysokie. Inwestycje w domeny w gruncie rzeczy polegają na stosunkowo prostych operacjach zakupu i sprzedaży (choć w oparciu o określoną strategię), podczas gdy tworzenie serwisów wymaga opracowywania modeli biznesowych, rozwijania kanałów sprzedaży, strategii marketingowej itp. W dłuższej perspektywie niektóre serwisy mogą faktycznie przynieść wyższe zwroty z inwestycji niż domeny, jednak tego typu działalność jest obarczona znacznie większym ryzykiem – podczas gdy domaining to zawód stosunkowo bezpieczny.

Tagi: , ,

Komentarze ( 6 )

Czym możesz się podzielić?