Rynek domen

Biznes zaczyna się od domeny.


Operatorzy nowych domen stawiają warunki. Czasem dosyć dziwne…

Operatorzy nowych domen stawiają warunki. Czasem dosyć dziwne…

Domena z abonamentem drożejącym po dwóch latach użytkowania, końcówka o seksualnej konotacji z limitem na seksualne treści, rozszerzenie z zakazem reklam PPC i tworzenia antywitryn – oto pomysły rejestrów na zarządzanie nowymi domenami. Wygląda na to, że nowe TLD faktycznie zmienią sposób funkcjonowania internetu…

W „światku” nowych domen robi się coraz ciekawiej. Nie tylko wskutek dynamicznie rosnącej liczby delegowanych rozszerzeń czy sporów prawnych i biznesowych wokół wielu nowych końcówek, ale również za sprawą polityki rejestrów i rejestratorów, wynikającej ze specyfiki wchodzących właśnie na rynek TLD.

Ślubne rygory

Jedną z największych ciekawostek w tym gronie jest domena .wed. Kontrakt z ICANN na jej obsługę podpisała firma Atgron, która była wyłącznym wnioskodawcą o prawo do zarządzania tą końcówką. To zarazem jedyne rozszerzenie w portfelu tego operatora. Szefową Atgron jest Adrienne McAdory – kobieta z wieloletnim doświadczeniem w branży IT, m.in. jako konsultant rządowy. Projekt „dotwed” to jej pierwsze znaczące przedsięwzięcie w branży domenowej – a zarazem przedsięwzięcie dość oryginalne, z punktu widzenia branżowych standardów.

Domena .wed, będąca skrótem od słowa wedding, dedykowana jest stronom upamiętniającym śluby. Zgodnie z założeniami McAdory nie ma jednak stanowić pamiątki dożywotniej, a jedynie „zagospodarować” krótki okres związany z wydarzeniem. Atgron zamierza promować krótkoterminowe rejestracje z intencją, by dana nazwa wróciła do puli ogólnej i stała się dostępna dla kolejnych zainteresowanych abonentów. Planowana cena rejestracji wynosi 50 dolarów, jeśli jednak abonent będzie chciał zachować adres na dłużej niż dwa lata, będzie musiał się liczyć ze znacznie wyższymi, nawet „zaporowymi” stawkami. Dodatkowo zabroniona będzie rejestracja większej liczby nazw przez jednego abonenta – w ten sposób McAdory chce zadbać, by adresy .wed trafiały do klienta końcowego i nie stały się przedmiotem spekulacji.

Końcówka będzie dostępna do rejestracji od 1 kwietnia br. Tymczasem rzut oka na stronę http://www.atgron.com wraz z liczbą dostępnych wersji językowych (aktualnie – 11), pozwala ocenić, że McAdory liczy na szeroką grupę odbiorców z całego świata. Biorąc pod uwagę liczbę małżeństw zawieranych w skali globu, model biznesowy jej firmy – z początku zaskakujący – wydaje się dosyć trafny. Tym bardziej że zapewne nie zabraknie par gotowych płacić nawet bardzo wysoki abonament za długoterminowe zachowanie adresu.

Ostrożny sex

Pozytywnie wypada również ocenić decyzję Franka Schillinga, szefa Uniregistry, zarządzającego m.in. domeną .sexy. Regulamin tej końcówki zabrania publikacji „treści nieodpowiednich dla osób niepełnoletnich” na stronie głównej serwisu pod adresem w tej domenie.

Uniregistry sexy
Ta formułka jest oczywiście dostatecznie pojemna, by pomieścić wulgaryzmy, zdjęcia broni palnej i skrętów, ale w kontekście sensu końcówki, wydaje się jasne, że chodzi przede wszystkim o erotykę i pornografię. Tylko z pozoru jest to strzał w stopę. W praktyce bowiem mamy do czynienia z bardzo roztropnym posunięciem marketingowym.

Na „skarbnicę” treści erotyczno-pornograficznych w ciągu ostatnich dwóch lat zdołała wypozycjonować się domena .xxx, która coraz bardziej utwierdza swój prymat w „różowej” branży. Nazwy premium z trzema „iksami” sprzedają się za stosunkowo wysokie ceny. Ponadto Google w wynikach wyszukiwania wyraźnie preferuje erotyczne nazwy z „branżową” końcówką niż z końcówką .com, co potwierdzają sami przedstawiciele pornobiznesu. Może to być związane z zamiarem zepchnięcia przez Google pornografii do określonej przestrzeni nazw. Oprócz końcówki .xxx, do „obsługi” tej tematyki kandydują takie domeny, jak .porn, .sex czy .adult.

W tej sytuacji wyraźne zaznaczenie dystansu między rozszerzeniem .sexy a tematyką seksualności może wyjść Uniregistry tylko na dobre. Po co bowiem mocować się ze znacznie silniejszymi konkurentami, skoro można wykorzystać potencjał w inny sposób?

Tu o pomysł akurat nietrudno – podsuwa go samo znaczenie domeny. Sexy oznacza bowiem nie tyle coś seksownego, ile coś atrakcyjnego w ogóle. Ten pierwszy sens „zagospodarowany” jest przez przymiotnik „hot”, podczas gdy pojęcia „sexy” coraz częściej używa się w nieseksualnych kontekstach.  W praktyce więc „sexy” jest synonimem słowa „cool” – dodatkowo nacechowanym większym entuzjazmem. Frank Schilling posiada więc końcówkę o sporym potencjale promocyjnym i byłby bardzo nierozważny, gdyby pozwolił jej się „ześlizgnąć” w rejony o wątpliwej reputacji.

Bezpieczeństwo budowlane

Nieco trudniej zrozumieć obostrzenia  sformułowane przez rejestr Plan Bee odpowiedzialny za rozszerzenie .build, dedykowane branży budowlanej. Obejmują one m.in. zakaz tworzenia tzw. antywitryn (gripe sites) pod adresami w tej domenie. Dla przypomnienia – są to strony, publikujące krytyczne opinie pod adresem rozmaitych firm. Tego typu strony są zwykle tworzone przez niezadowolonych klientów, którzy chcą dopiec nierzetelnemu sprzedawcy, usługodawcy, a często również pracodawcy. Budzą one kontrowersje również z tego względu, że oferują pole do nadużyć – mimo to mieszczą się w granicach dopuszczonych wolnością słowa.

Poza tym regulamin rejestru przewiduje również zakaz rejestracji nazw o charakterze obraźliwym i sprzyjającym dokonywaniu oszustw (deceptive), name spinningu, czyli sugerowania nazw domen, przekierowywania ruchu i stosowania reklam pay-per-click. Za złamanie tych zakazów grozi zawieszenie lub skasowanie adresu w domenie .build.

To prawdopodobnie pierwszy przypadek tak wyśrubowanych kryteriów korzystania z domeny. Można je tłumaczyć chęcią zadbania o nieskalaną reputację i przypodobania się firmom z branży – a zarazem mieć nadzieję, że inni operatorzy nie potraktują standardów Plan Bee jako dobrego wzoru do naśladowania.

Tagi: , , , , , , , , , , , , ,

Komentarze ( 9 )

Czym możesz się podzielić?