Rynek domen

Biznes zaczyna się od domeny.


Dotcom jest martwy!

Dotcom jest martwy!

Spokojnie – to prowokacja. A właściwie reklama obliczona, jak to reklama, na przykucie uwagi, choćby za cenę drobnej kontrowersji. No, może nie takiej drobnej, bo wywołała ona raczej nieparlamentarne reakcje domainerów – a to przecież kulturalne środowisko.

Dla jasności: powyższy tytuł to nie prowokacja, tylko dosłowne tłumaczenie claimu z facebookowej reklamy Minds&Machines, operatora nowych końcówek. Pod nekrologiem dla dotcomu reklamodawca ogłosił nowego „króla” słowami „Niech żyją nowe domeny!”. Link w reklamie prowadzi do strony www.mindsandmachines.com, na której znajduje się wyszukiwarka dla pięciu nowych domen obsługiwanych przez M+M (jak skrótowo promuje się operator): .best, .casa, .ceo, .cooking i .horse – z opcją rezerwacji nazw.

Wśród domainerów wrze. Zapewne o to chodziło operatorowi, tylko czy takie zagrania mają sens? Środowisko, do którego dotrze slogan M+M w pierwszym rzędzie, zna realia branży, co więcej – większość tych osób to aktywni „gracze” rynkowi, którzy zainwestowali w końcówki .com. Najlepszym przykładem tego, z jakim zapałem potrafią bronić swojego portfela, są pełne wykrzykników tyrady Ricka Schwartza, samozwańczego „króla domen”, który regularnie miesza z błotem nowe domeny. A „ekspresyjnych” reakcji na zabieg zastosowany przez M+M jest więcej. Pierwszy efekt kampanii operatora domeny .horse to zatem wściekłość domainerów broniących swoich interesów, czyli m.in. wartości nazw w domenie .com.


M+M, operator takich końcówek, jak .cooking czy .horse, twierdzi, że „dotcom umarł”. Domainerzy kwitują: jasne, a przyszłością jest dotkoń.

Z marketingowego punktu widzenia takie zagranie nie jest głupie. Wiadomo, że wsadzanie kija w mrowisko sprawdza się na etapie budowania popularności. Ot, dobrym przykładem jest lider pewnej partii zasiadającej w polskim parlamencie, który zapewnił sobie rozpoznawalność dzięki akcjom piarowym obliczonym na wzbudzanie kontrowersji i niesmaku (ten styl zresztą kontynuuje po dziś dzień – z coraz słabszymi efektami). Szkopuł w tym, że na dłuższą metę działania „zadrażniające” – np. relacje w branży – mogą być obciążeniem dla wizerunku i utrudnić sukces rynkowy. Tym bardziej że inwestorzy domenowi to środowisko, z którym rejestratorzy powinni się liczyć, szczególnie w sytuacji promowania towaru, którego przyszłość jest bardzo niepewna. W końcu to domainerzy w dużym stopniu odpowiadają za imponujące kwoty sprzedaży nazw i efekt piarowy, który współtworzy wartość TLD. Również końcówka .com w dużym stopniu zawdzięcza swój potencjał transakcjom na rynku wtórnym, a nie tylko „kreowaniu” jej przez korporacje.

Antony Van Couvering z Minds + Machines w odpowiedzi na ferment, który wznieciła reklama operatora, stwierdził po prostu: „trudno żebyśmy promowali się za pomocą hasła, które mówi coś odwrotnego”. Jasne, ale obwieszczanie śmierci dotcomu wielu uważa za zagranie poniżej pasa. Potencjalnie szkodliwe dla branży, szczególnie gdyby takie stwierdzenie zechcial rozdmuchać opiniotwórczy serwis.

Stanowisko Van Couveringa najlepiej podsumowuje błyskotliwy komentarz jednego z internautów: „Dotcom jest martwy. Najwyraźniej .horse [koń – przyp. red.] jest przyszłością.”

Tagi: , , , , , ,

Komentarze ( 4 )

Czym możesz się podzielić?