Rynek domen

Biznes zaczyna się od domeny.


Radosna twórczość przyczyną strat

Radosna twórczość przyczyną strat

Dokonując wyboru domeny internetowej dla naszego biznesu musimy mieć świadomość, że jest to jedna z decyzji kluczowych. To pod wybraną nazwą „wyrośnie” bowiem nasze e-przedsięwzięcie i to tam – nierzadko tylko tam – dostępna będzie oferta czy informacje o firmie. Z tego też względu (co nietrudno zauważyć) domena powinna być dobrana z należytą starannością, aby jak najsilniej wspierać działalność. Nazwy utrudniające biznesową aktywność winny być z miejsca skreślane.

Dzieje się jednak tak, że obecnie, kiedy branża e-commerce przeżywa swój rozkwit i dobrych, wolnych fraz w domenie .pl jest jak na lekarstwo, wielu przedsiębiorców – czy to z braku środków, czy to przez niewiedzę, czy – co chyba najgorsze – przez „węża w kieszeni” – decyduje się na rozwiązania prowizoryczne i – hołdując zasadzie „jakoś to będzie” – próbuje swoich sił w namingu. W tym miejscu chciałbym poczynić dygresję na temat wspomnianych wyżej przyczyn, które usunąć wcale nie tak trudno, a zrobienie tego z pewnością wyjdzie nam na dobre.

Jeżeli nie dysponujemy środkami na zakup upragnionej nazwy (a wiemy, że obiektywnie patrząc jest ona dobra) możemy do tego problemu podejść w dwojaki sposób. Po pierwsze można obniżyć trochę poprzeczkę i poszukać innej, tańszej domeny (zawsze to lepsze niż rejestracja „z braku laku”). Jeżeli natomiast nie widzimy alternatyw, to pozostaje nam pozyskanie nazwy wykorzystując do tego wszelkie możliwe sposoby. Propozycji jest wiele. Jeśli jesteśmy dobrymi negocjatorami możemy powalczyć o niższą cenę. Ciekawym rozwiązaniem, które wyjątkowo dobrze sprawdza się w przypadku nowych biznesów, start-upów czy usług jest dzierżawa (szczególnie na czas określony, a więc z możliwością przekazania domeny dzierżawcy). Zdradzę, iż ze statystyk wynika, że coraz większa rzesza klientów AfterMarket.pl bierze udział w tego typu transakcjach.

Jeśli nie wiemy „z czym je się” domeny i na czym polega branding a mimo wszystko uważamy, że damy sobie radę z doborem nazwy, zawsze warto, zanim postawimy ten pierwszy krok, uzbroić się w podstawową wiedzę. Znaleźć ją można w Internecie 😉 – na stronach takich jak ta (patrz dalsze akapity), branżowych forach czy prywatnych blogach inwestorów. Uważny czytelnik, który skorzysta ze wspomnianych źródeł, szybko zorientuje się jednak, że rynek pierwotny nie daje dużego pola do popisu. Będzie to tym bardziej zrozumiałe, im mniejsze umiejętności językowe i większa świadomość własnych braków. Jeżeli więc planujemy nowe przedsięwzięcie, i mamy nawet jako-takie pojęcie o domenach, nie idźmy po najmniejszej linii oporu wybierając nazwę na zasadzie „bo to wolna domena była”. Doedukujmy się, a wtedy i na rynek wtórny z pewnością spojrzymy inaczej.

Jeżeli budżet, którym dysponujemy, pozwala na zakup optymalnej domeny dla naszego biznesu, a mimo to nie decydujemy się na ten krok, mając dodatkowo blade pojęcie o namingu, to zachowanie takie jest w mojej ocenie najgorszym z możliwych. To trochę tak, jakby mając zabezpieczoną odpowiednią ilość środków na budowę domu, oszczędzać na czym się tylko da, szczególnie na fundamentach czy dachu. Pamiętajmy, że dziwne, nieprzemyślane nazwy pod którymi działają biznesy utrudniają ich funkcjonowanie, a każda trudność, na którą napotkają nasi klienci, jest szansą dla konkurencji. Miejmy więc na uwadze, że nasi rywale bez skrupułów wykorzystają każdą okazję, aby ograniczyć wzrost zasięgu naszej oferty (np. przejmując komercyjne domeny produktowe) i jeśli nas ubiegną, to koszty utraconych szans mogą okazać się nie do odrobienia. Zmieńmy więc swoje podejście – na dłuższą metę to się opłaca!

Zdarzają się jednak sytuacje, kiedy nie mamy wyjścia, i nie możemy (z różnych przyczyn) skorzystać z nazw oferowanych na rynku wtórnym. Pozostaje nam wtedy rejestracja „z palca”, a więc zdanie się na własną, jaka by ona nie była, pomysłowość. Niech nie będzie to jednak kiczowata, radosna twórczość, która przyniesie więcej szkody niż pożytku – podejdźmy do tego z głową, uzbroiwszy się wcześniej w odpowiednią wiedzę. Poniżej zebrałem najczęstsze błędy popełniane przez osoby bez doświadczenia, z wyszczególnieniem dlaczego domen danego typu nie powinno się rejestrować (przykłady są fikcyjne i mają na celu jedynie zobrazowanie mechanizmów „konstruowania” nazw; aby nikogo nie urazić w niektórych przypadkach przykłady nie są podane):

– domeny z celowo usuniętymi literami, np. motry (motory), matrace (materace); nazwy takie są przez klientów uważane ze błędne, nie wzbudzają zaufania i napędzają ruch konkurencji.

– abstrakcyjne lub rzeczownikowe nazwy, kompletnie nie kojarzące się z oferowanym produktem lub usługą. W takim przypadku trudniej jest klientowi dotrzeć do oferty. Przykłady: astra – usługi spawalnicze, szybko – usługi dentystyczne, cat – sprzedaż firan.

– domeny poprawne językowo, które jednak łatwo wykpić, podmieniając literę czy wyraz co w efekcie da ośmieszający „zbitek”; nie chcąc nikogo urazić nie podam przykładu takich nazw ;-).

– nazwy z polskimi znakami, w sytuacji kiedy to abonenci – z różnych przyczyn – nie nabywają domen IDN, a fraza zapisana bez polskich znaków oznacza zupełnie coś innego niż wersja „z”.

– domeny „wielojęzyczne”, gdzie polski wyraz posiada w zapisie wstawki np. z języka angielskiego. Dotyczy do głównie mieszania polskiego zapisu z angielską wymową, kiedy to polskie „i” zastępuje podwójne „e”, „q” ma odpowiadać polskiemu „k” itp. Chociaż czasami rozwiązania takie mają sens, w wielu przypadkach narażają właściciela na śmieszność.

O innych, bardziej oczywistych błędach oraz o ogólnych zasadach, jakimi należy się kierować wybierając nazwę, można przeczytać w innych artykułach – nie będę więc ich tutaj przytaczał. Na koniec chciałbym jedynie podzielić się pewną oczywistością: w świecie domen, tak jak w życiu, należy brać siły na zamiary. Warto też uważać na „węża w kieszeni” – im grubszy, tym jego późniejsze ukąszenie może zaboleć bardziej.

Piotr Jankowski

Tagi: , ,

Komentarze ( 4 )

Czym możesz się podzielić?