Rynek domen

Biznes zaczyna się od domeny.


Prognozy dla rynku globalnego na 2017 r.

Prognozy dla rynku globalnego na 2017 r.

Koniec i początek roku to okres podsumowań i „spoglądania w szklaną kulę”. Morgan Linton opublikował na swoim blogu pięć prognoz dla globalnego rynku domen na bieżący rok. Oto, co – jego zdaniem – czeka branżę adresową w 2017 r.

Linton skupił się na najważniejszych kwestiach dotyczących rynku wtórnego i zamknął je w zdawkowych prognozach. Wyłania się z nich dosyć optymistyczny obraz, choć nie wszystkie trendy wzbudzą entuzjazm domainerów.

1. Chińczycy będą płacić mniej za adresy premium

To akurat najbardziej pesymistyczna ze wróżb Lintona. Inwestor ma na myśli czteroliterowe nazwy w rozszerzeniu .com, które świetnie sprzedawały się na rynku chińskim w ostatnim czasie. Do apogeum boomu na tego typu adresy doszło w ostatnim kwartale 2015 r., jednak – jak twierdzi Linton – zainteresowanie tą kategorią domen będzie stopniowo słabło. Utrzymają one bardzo wysoką wartość, ale raczej nie będzie ona rosła. Cóż, nawet jeśli ta prognoza sprawdzi się w roku bieżącym, nie da się wykluczyć, że kolejny rok nie przyniesie wzrostu cen. Gospodarki krajów rozwijających się coraz bardziej przenoszą się do internetu, co wywiera presję na wzrost cen domen, w tym na rynku wtórnym .com.

2. Jedno i dwuwyrazowe brandowe domeny .com utrzymają wysoką płynność

Płynność (liquidity) w odniesieniu do adresów internetowych oznacza łatwość ich szybkiej sprzedaży na rynku wtórnym. Wiele adresów rejestrowanych lub kupowanych jest na lata – z perspektywą ich odsprzedania w momencie pojawienia się intratnej oferty. Część tego typu domen „czeka” na szczególny zbieg okoliczności: pojawienie się na klienta z grubym portfelem, który akurat ma zapotrzebowanie na daną nazwę. Część nazw ma jednak „bezwzględnie” wysoką wartość – w tym sensie, że niemal w dowolnym momencie można za nie uzyskać satysfakcjonującą kwotę. Są to z reguły domeny premium, nazwy generyczne z cennymi keywordami, ale również nazwy niesłownikowe, nadające się na brandy. Linton zauważa, że od pewnego czasu trwa trend odchodzenia od domen typu exact-match, czyli „suchych” nazw produktowo-usługowych, ku domenom typu brandable: niekoniecznie asemantycznym, ale bardziej atrakcyjnym z punktu widzenia brandingu niż słownikowe frazy pozbawione waloru estetycznego. Zdaniem domainera, wysoka płynność tego typu nazw – czyli łatwość ich szybkiej sprzedaży za wysokie kwoty – utrzyma się, a nawet wzrośnie w bieżącym roku.

3. Zwiększą się możliwości inwestycyjne w segmencie nTLD

Ściślej, Linton prognozuje, że wzrosną szansę na rejestrację adresów nTLD, które będą cechowały się płynnością, to znaczy będą łatwe do szybkiego odsprzedania. Domainer twierdzi wprawdzie, że wciąż najbardziej opłacalne są inwestycje w segmencie .com, ale zauważa też, że od pewnego czasu inwestorzy rejestrują nowe domeny i bardzo dobrze na tym wychodzą. Atrakcyjne nazwy w nowych rozszerzeniach znajdują nabywców za wysokie sumy, czego przykładem jest choćby niedawna sprzedaż domeny 1.xyz za ponad 181 tys. dolarów. Wysokich sprzedaży w segmencie nTLD było oczywiście znacznie więcej. Te nieliczne, które ujrzały światło dzienne, można prześledzić na stronie Sold.domains.

4. Niektóre nTLD odniosą porażkę

To prognoza z kategorii neutralnych. Obecnie w strefie root znajduje się już ponad 1,2 tys. nowych końcówek. To bardzo dużo, a – zdaniem niektórych – zdecydowanie za dużo. Pojawia się coś w rodzaju klęski nadurodzaju, która skutkuje m.in. problemami decyzyjnymi: nie wiadomo, w które końcówki warto inwestować, bo nie wiadomo, które zyskają na wartości, a które odniosą porażkę. Rynkowa selekcja nowych rozszerzeń pomoże nieco oczyścić domenowy krajobraz. Słabe lub słabo zarządzane domeny znikną z horyzontu, a domeny z potencjałem jeszcze bardziej wyróżnią się na tle słabeuszy. Koniec końców, taki odsiew powinien mieć pozytywne następstwa.

5. Liczba UDRP osiągnie rekordową wielkość

Jedną z negatywnych konsekwencji programu nowych domen jest wzrost przypadków cybersquattingu i sporów domenowych, rozstrzyganych najczęściej w trybie postępowania UDRP. Wynika to nie tylko ze wzrostu liczby końcówek i domen, ale również domainerów, z których część jest słabo zorientowana w prawie dotyczącym własności intelektualnej i rejestruje nazwy odpowiadające zastrzeżonym znakom towarowym. Wiele postępowań dotyczy jednak spraw niejednoznacznych, w tym takich, które odnoszą się do nazw zarejestrowanych jeszcze przed rejestracją brandu jako trademarku. Niestety arbitrzy często zdają się faworyzować duże marki kosztem inwestorów, a domainerzy mają znikome szanse w starciu z dużymi korporacjami. Wykorzystuje to wiele firm, które sądzą, że arbitraż jest łatwym sposobem na przejęcie nazwy i wszczynają nieuzasadnione spory. Na wszystkim najbardziej zyskują prawnicy obsługujący strony sporu oraz sądy arbitrażowe, pobierające opłaty za prowadzenie sprawy.

Tagi: , , , , , ,

Komentarze ( 4 )

Czym możesz się podzielić?