„Paranoiczna” odpowiedź na ofertę domenową
Klienci końcowi bywają różni. Jedni chętnie dobijają targu, innym zdarza się piętrzyć trudności, a nierzadko wpadać w irytację. Ciekawym przypadkiem „interakcji” z niedoszłym nabywcą podzielił się na swoim blogu Konstantinos Zournas.
Zournas otrzymał zapytanie dotyczące nazwy w domenie .com od potencjalnego nabywcy. Odpisał, podając kwotę (jak twierdzi, niezbyt wysoką), na co otrzymał odpowiedź, którą uznał za wartą publikacji. Chodzi o, łagodnie mówiąc, nadpobudliwą reakcję klienta na stawkę. Klient wypowiedział się w następujących słowach:
„Nie jestem w żaden sposób zainteresowany podobnymi ofertami lub ustaleniami. Nigdy nie wysłałem żadnej oferty dotyczącej jakiejkolwiek domeny internetowej. Nigdy i w żadnych okolicznościach nie próbowałem wystosować takiej oferty. Mój adres e-mail został wykorzystany w sposób bezprawny i informuję pana o tym fakcie w trybie natychmiastowym. Proszę o nieodpowiadanie, gdyby w przyszłości mój e-mail został ponownie wykorzystany do próby nawiązania kontaktu z panem lub powiązanymi z panem podmiotami w zakresie jakichkolwiek przedsięwzięć, w które jest pan zaangażowany. Proszę o trwałe usunięcie mojego adresu e-mail z pana listy kontaktów i o nieprzysyłanie mi dalszych e-maili, powiadomień, a także niepodejmowanie prób nawiązania ze mną kontaktu, niezależnie od powodów. Dziękuję.”
Być może faktycznie adres „klienta” został wykorzystany w sposób bezprawny. Tylko że oferta została wysłana przez formularz kontaktowy i zawierała prywatny, gmailowy adres nadawcy. W dodatku po pierwszym mailu wysłany został kolejny, w którym „oferent” dodatkowo precyzował, na jaki adres należy wysłać odpowiedź. Jeśli mimo wszystko adres miałby zostać wykorzystany niezgodnie z wolą jego właściciela, trudno wymyślić powód, dla którego takie działanie miałoby sens.
Niezależnie od okoliczności reakcja „strony” faktycznie ociera się o paranoję. Jej wyjaśnieniem, oprócz problemów natury emocjonalnej, może być fakt, że Stany Zjednoczone (nadawca pochodzi z Ohio) są „krajem prawników”, w których bardzo łatwo „potknąć się” o paragraf i wejść w konflikt sądowy. Być może tak impulsywna reakcja miała na celu minimalizację ryzyka związanego z domniemanymi (wyimaginowanymi) zobowiązaniami, jakie, zdaniem nadawcy, mogły wynikać z podobnej wymiany e-mailowej. Tak czy owak – Zournas opisał ciekawy przypadek „dialogu” z potencjalnym nabywcą. A w branży domenowej podobnych sytuacji, związanych z trudnością „dogadania się” z kontrahentem, jest na pęczki.
Tagi: klienci końcowi, Konstantinos Zournas
„Proszę o nieodpowiadanie, gdyby w przyszłości mój e-mail został ponownie wykorzystany do próby nawiązania kontaktu”
Żeby nie odpowiadać w przyszłości na konkretny adres email, trzeba chyba dodać go do czarnej listy. Nie da się jednak tego zrobić, skoro dalej klient napisał:
„Proszę o trwałe usunięcie mojego adresu e-mail z pana listy kontaktów”