Rynek domen

Biznes zaczyna się od domeny.


Na rynku domen przybywa ofert „by proxy”. Mogą wpływać na zaniżanie cen

Na rynku domen przybywa ofert „by proxy”. Mogą wpływać na zaniżanie cen

Na wtórnym rynku domen coraz częściej spotykanym zjawiskiem są oferty składane przez pośredników, reprezentujących niejawnych klientów. Może to mieć niekorzystny wpływ na finalną wartość transakcji.

Wpis na ten temat pojawił się jakiś czas temu na blogu Acro.net, prowadzonym przez anonimowego inwestora. Autor twierdzi, że w bieżącym roku przybyło zapytań ofertowych składanych przez osoby niebędące klientami, a jedynie reprezentujące potencjalnych nabywców. Ci ostatni nie chcą ujawniać swojej „obecności” z oczywistych względów – często są to rozpoznawalne podmioty dysponujące ogromnymi budżetami. „Coming out” z ich strony byłby jednoznacznym sygnałem dla domainera, że ma on do czynienia z dużą spółką, zdolną do przeznaczenia wysokiej kwoty na zakup domeny.

Temat jest warty rozważenia i poddania pod dyskusję, bo nie dotyczy tylko rynku zachodniego. Takie działania są obecne również na rynku polskim i wydają się dość naturalnym postępowaniem zmierzającym do ograniczenia kosztów zakupu, w tym przypadku adresu www. Tracą na nim jednak domainerzy. Przynajmniej ci, którzy dają się nabrać na tego typu „podchody”.

W niektórych przypadkach klienci reprezentowani są przez profesjonalnych brokerów, którzy potrafią w odpowiedni sposób przeprowadzić negocjacje, uzyskując dla klienta satysfakcjonującą cenę, która jednocześnie jest akceptowalna dla domainera. Niekiedy brokerzy ukrywają fakt pośrednictwa i robią to zwykle umiejętniej niż klienci, którzy próbują zataić swoją tożsamość. Już anegdotyczne są przypadki prób zakupu nazwy na „biednego studenta”, które, co oczywiste, rzadko się udają.

Doświadczeni domainerzy są wyczuleni na anonimowe zapytania lub takie, które pochodzą ze źródeł trudnych do zweryfikowania, i często nie dają się nabrać na tego typu wybiegi. Mniej świadomi inwestorzy mogą jednak nieopatrznie oddać wartościową domenę za bezcen – z powodu niewiedzy, że mają do czynienia z dużym klientem, dla którego nazwa warta jest wielokrotnie więcej niż wynosi wartość złożonej przez nich oferty.

W sytuacji podejrzenia, że prawdziwy klient ukrywa się za pośrednikiem, warto spróbować narzucić rozgrywkę na własnych zasadach. Na przykład zaproponować podpisanie umowy, która wymusi ujawnienie tożsamości nabywcy. Jeśli podniesienie tej kwestii spłoszy rozmówcę, to niechybny znak, że nie jest on klientem końcowym – i że domena stanowi dużą wartość dla faktycznego kontrahenta.

Oczywiście pierwszym krokiem do weryfikacji tożsamości nabywcy jest sprawdzenie jego nazwiska w Google i mediach społecznościowych, a także domeny, z której wysyła e-mail. Jeśli nie jest to domena firmowa tylko skrzynka powszechnie dostępnego serwisu, jak Gmail, istnieje prawdopodobieństwo, że nadawca chce ukryć swoją tożsamość lub „przynależność” w celu zyskania lepszej pozycji podczas negocjacji.

Tagi: , , ,

Komentarz ( 1 )

Czym możesz się podzielić?

  1. ZimnyJakLód 16 czerwca 2017 Odpowiedz

    Dlatego nigdy nie patrzyłem i nigdy nie patrzę kto i z kim się rozmawia.Bardziej patrzę na to jaką domenę posiadam i jaką może mieć siłę rażenia i jej potencjał marketingowy.Mam mniej więcej sztywno ustalone zakresy cen i stawki za ile chcę sprzedać taką i taką domenę i się tego bezwzględnie i niezależnie trzymam.Nawet kosztem niedojścia do transakcji.Nie ma kompletnie dla mnie znaczenia z kim rozmawiam po prostu taka domena jaką posiadam wg mnie musi być warta tyle i poniżej pewnego progu nigdy nie zejde,czy po drugiej stronie jest student ,babcia klozetowa .książę, żebrak czy ktokolwiek inny chociażby miedzy innymi z tego ,że nigdy nie masz pewności z kim tak naprawdę rozmawiasz bo słupów nie brakuje i to niemal w każdym interesującej dziedzinie handlu.

Tutaj możesz komentować